Wojna trwa nie tylko w Donbasie

Gdy władze w Kijowie walczą z przemytem na zachodzie kraju, Rosja ściąga kolejne siły na granicę z Donbasem.

Aktualizacja: 14.07.2015 18:48 Publikacja: 13.07.2015 21:08

Wojna trwa nie tylko w Donbasie

Foto: AFP

– Mamy informacje, że tuż przy naszej granicy Rosja skoncentrowała rekordową liczbę swoich jednostek zbrojnych od momentu rozpoczęcia wojny w Donbasie – alarmuje prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Jak twierdzi, informacja została potwierdzona przez NATO, Stany Zjednoczone oraz kraje Unii Europejskiej.

Uspokaja jednak rodaków, że ukraińskie siły zbrojne są gotowe do odparcia ewentualnego ataku i obrony kraju. O tym, że Moskwa zwiększa swoją obecność militarną przy wschodniej granicy Ukrainy, mówił niedawno naczelny dowódca sił NATO w Europie generał Philip Breedlove.

– Biorąc pod uwagę zachowanie rosyjskich władz w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, nie możemy wykluczyć tego, że Moskwa szykuje się do otwartej inwazji na Ukrainę – mówi „Rz" Ołeksij Melnyk, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z kijowskiego Centrum Razumkowa.

– Trzymając Kijów w napięciu, Kreml chce doprowadzić do destabilizacji naszego kraju, ponieważ z każdym dniem wojna jeszcze bardziej rujnuje naszą gospodarkę. W armii są poważne problemy logistyczne, co wywołuje napięcia wśród żołnierzy – konkluduje.

Władze w Kijowie prowadzą wojnę nie tylko w Donbasie. Od kilku dni w okolicach Mukaczewa na Zakarpaciu barykadują się członkowie radykalnego Prawego Sektora, otoczeni przez Gwardię Narodową i MSW. Uzbrojeni w karabiny maszynowe przedstawiciele tej organizacji próbowali w sobotę przedostać się do tamtejszego kompleksu sportowego.

Do wymiany ognia doszło, gdy na miejsce przyjechali funkcjonariusze MSW, zginęły trzy osoby, a 11 zostało rannych. Od tamtej pory wojskowi tropią kilkunastu członków Prawego Sektora, którzy prawdopodobnie ukryli się w górach. Uciekając przed policją, wzięli za zakładnika sześcioletniego chłopca, którego wypuścili dopiero po kilku godzinach w lesie.

Obwód zakarpacki od lat słynął na Ukrainie z ogromnej skali przemytu, gdyż graniczy on z czterema krajami Unii Europejskiej – Rumunią, Węgrami, Słowacją i Polską.

– Dwóch oligarchów pokłóciło się o podział wpływów i do tego wciągnięty został Prawy Sektor – mówi „Rz" ukraiński politolog Ołeksandr Palij. – Jedni członkowie tej organizacji walczą na froncie, a drudzy są zwykłymi bandytami – dodaje.

Temat błyskawicznie podchwyciła prorosyjska opozycja na czele z Blokiem Opozycyjnym, która domaga się dymisji rządu i ponownych wyborów parlamentarnych na Ukrainie.

Z kolei premier Arsenij Jaceniuk z powodu totalnej korupcji na granicy zwolnił wszystkich zakarpackich celników. Polecił zastąpić ich pracownikami służby celnej z innych regionów kraju.

– Zyski z przemytu na Ukrainie to kilka miliardów dolarów rocznie. Dotyczy to wszystkich odcinków ukraińskiej granicy – mówi „Rz" kijowski ekonomista Ołeksandr Ochrimenko.

– By z UE lub Rosji wjechała ciężarówka bez żadnej kontroli, wystarczy dziś zapłacić ukraińskim celnikom 50 tys. hrywien (około 8 tys. zł) – twierdzi.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!