Marna alternatywa
Wielu polskim, ale także – szerzej – europejskim wyborcom Brytyjczycy rzeczywiście zafundowali ważną lekcję. Ugrupowania populistyczne w ostatnich latach coraz częściej dochodzą do władzy, wskazując na katastrofalne skutki globalizacji przynajmniej dla części społeczeństwa. Obwiniają za to w szczególności Unię i jej „ultraliberalny" program gospodarczy. I, rzecz jasna, przedstawiają siebie jako jedyną siłę, która jest w stanie ochronić poszkodowanych przed tym niebezpiecznym światem, najczęściej odwołując się do haseł narodowych.
Ale Wielka Brytania pokazała w przyspieszonym tempie to, co w innych krajach zajmuje więcej czasu: że nowe, antyestablishmentowe siły, nawet jeśli w jakiejś części mają rację na poziomie analizy problemów, to tak naprawdę nie znalazły żadnego wiarygodnego, alternatywnego programu ich rozwiązania. Okazuje się, że to one przynoszą niestabilność, a Unia, przy wszystkich swoich wadach, może choć do pewnego stopnia chronić Europę przed nadużyciami globalizacji.
W Polsce wzrost gospodarczy zasadniczo spowolnił. Rząd, który początkowo krytykował ekipę PO–PSL za sposób wykorzystania funduszy strukturalnych, teraz z niecierpliwością czeka, aż projekty finansowane z nowej perspektywy finansowej nabiorą tempa, bo to okazuje się motorem rozwoju kraju. A każda zagraniczna inwestycja, jak ostatnio Mercedesa i Lufthansy, jest witana jak zbawienie, choć rząd Beaty Szydło zaczynał od mocno krytycznego stosunku do zagranicznego kapitału. Nagle wychodzi na to, że promowana w ramach Unii integracja gospodarcza nie jest taka zła.
Nie wszyscy się boją
Bardziej szczegółowa analiza ankiety Bertelsmanna też przynosi ciekawe wyniki. Okazuje się, że Polacy niekoniecznie marzą o ograniczeniu kompetencji Brukseli. We wrażliwym przecież obszarze polityki migracyjnej 60 proc. uważa, że tym powinna zajmować się Unia „przy udziale władz narodowych", a tylko 24 proc. twierdzi, że to sprawa do rozstrzygania wyłącznie w ramach poszczególnych państw. 91 proc. Polaków popiera wspólną ochronę zewnętrznych granic Unii przez wszystkie kraje strefy Schengen (to rozwiązanie popiera też rząd), a 90 proc. uważa, że utrzymanie swobody przemieszczania się osób jest „rzeczą fundamentalną".
Od przeszło roku rząd odmawia przyjęcia choćby niewielkiej liczby uchodźców z Grecji i Włoch, do czego Polska przed wyborami się zobowiązała. Politycy, którzy są dziś u władzy, grają na strachu przed terroryzmem, islamem, obcą kulturą.
Ale nawet w tej sprawie nasze społeczeństwo pozostaje podzielone: 54 proc. nie chce uchodźców, ale 46 proc. uważa, że należy ich przyjąć. Jednocześnie tylko 36 proc. Polaków zgadza się, że rekompensatą za odmowę udziału w programie rozmieszczenia imigrantów powinna być rezygnacja z części funduszy strukturalnych, jak tego chcą premierzy Włoch i Grecji. Forsowana przez rząd koncepcja „elastycznej solidarności" może więc okazać się nie do przyjęcia przez większość społeczeństwa.