Wizyta prezydenta Trumpa w Warszawie będzie tym większym sukcesem, im mniej spowoduje niepotrzebnych napięć w relacjach z naszymi partnerami w Unii Europejskiej, szczególnie Niemcami. Można ich uniknąć, koncentrując się na sprawach bezpieczeństwa w twardym, militarnym wymiarze. Każde państwo ma prawo dbać o swoje bezpieczeństwo, czego nikt w UE nie kwestionuje. Bliskie relacje Polski z USA nie muszą zatem być w kontrze przeciwko dobrym relacjom z Niemcami. Przeciwnie – im bezpieczniejsza Polska, tym bezpieczniejsze Niemcy oraz cała Wspólnota.
Bezpieczeństwo nie wzbudza takich kontrowersji, jak relacje polityczne czy handlowe. Jedyną poważną rozbieżnością pomiędzy Ameryką i zachodem Europy jest spełnianie wymogu 2 proc. PKB na obronę. Ale nawet w tym przypadku państwa europejskie nie tyle kwestionują samą zasadę, co sposoby dochodzenia do tego poziomu lub metodologię liczenia wydatków zbrojeniowych.
Przesunąć granicę spokoju
Ameryka w swojej tzw. wielkiej strategii od dziesięcioleci uznaje Europę za bufor bezpieczeństwa za Atlantykiem. Jednym z geopolitycznych założeń USA – odziedziczonym zresztą po Anglikach – jest niedopuszczenie do zdominowania Eurazji przez jedno mocarstwo, ponieważ jej połączone zasoby przewyższają potencjał Ameryki. W imię tej reguły Stany Zjednoczone przystąpiły do pierwszej i drugiej wojny światowej oraz dokonały geopolitycznej wolty, nawiązując relacje z komunistycznymi Chinami w latach 70. XX wieku przeciw Związkowi Sowieckiemu. Obecnie właśnie zasada blokowania rozwoju potęg eurazjatyckich przyświeca kontrowaniu rosyjskiej asertywności militarnej obecnością wojsk USA na wschodniej flance NATO.
Europa była, jest i będzie amerykańskim buforem bezpieczeństwa. Nasza nadzieja na przyszłość leży w zdefiniowaniu, gdzie jest jego granica. Podczas zimnej wojny sprawa była oczywista, leżała ona na Łabie oddzielającej NRD od RFN. Po rozszerzeniu NATO na wschód teoretycznie stał się nią Bug, ale praktycznie – przesunęła się tylko na Odrę. Amerykańskie instalacje militarne i oddziały wojskowe pozostały w państwach zachodnich (Niemczech, Włoszech, Belgii, Holandii, W. Brytanii). Plany interwencji nie obejmowały Polski czy państw bałtyckich. Artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego gwarantujący solidarną pomoc napadniętemu krajowi w naszym wypadku pozostawał zapisem teoretycznym.
Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z przygotowaniem dla Polski tzw. planów ewentualnościowych NATO, czyli konceptu zbiorowej interwencji w obronie naszego kraju. Ale nawet one nie gwarantowały automatyzmu amerykańskiej reakcji. Ponadto, do skutecznej interwencji był potrzeby długi czas (liczony w miesiącach) na wyekspediowanie wojsk z USA i zgromadzenie ich w Europie, by ruszyć na odsiecz Polsce.