Ta zasada trochę też obowiązuje w sądach, zwłaszcza w sprawach o zadośćuczynienie czy to za pomówienie, czy błąd lekarski, a nawet wypadek śmiertelny. Zaniżone żądanie grozi stratą, zawyżone także.
W handlu podniesienie w negocjacjach wskazanej pierwotnie ceny graniczy z cudem, ale jej uzyskanie jest rzadkie. Choćby trochę doświadczony handlarz (kupujący) od początku będzie zmierzał do zmniejszenia ceny. Dlatego proponowana na wyjściu jest bardzo ważna, chyba że chodzi o prosty handel, w którym takiego targowania się nie ma.
Czytaj także: Marek Domagalski: życzę wszystkim ludzkich sędziów
W sądzie w zasadzie nie ma targowania się o wysokość zapłaty, odszkodowania czy zadośćuczynienia, ale jego pewne elementy, owszem, są. Ustalenie wyjściowej ceny jest więc ważne i wymaga przemyślenia.
Pokazuje to najnowsza sprawa będąca następstwem tragicznego wypadku, w którym na pasach zginął dziesięcioletni chłopiec wracający zimowym wieczorem ze szkoły. Najbliżsi chłopca oszacowali swoje cierpienia na 300 tys. zł dla każdego, liczyli się jednak z tym, że firma ubezpieczeniowa sprawcy wypadku nie tylko będzie kwestionować wysokość krzywdy, ale też zgłosi tzw. przyczynienie się samego chłopca do tragedii (pojawiało się 10, a nawet 50 proc. przyczynienia się), które w razie zaakceptowania przez sąd zmniejsza wypłacaną kwotę. Nie wiadomo, czy licząc się z tymi okolicznościami i kosztami (gdyż nawet wygrywający sprawę ponosi 5 proc. kosztów opłaty sądowej od kwoty, której nie uzyskał), wystąpili w pozwie o 100 tys. zł dla każdego i sąd pierwszej instancji (bo tam wciąż jest ta sprawa) je zasądził. Gdyby zażądali więcej, np. po 130 tys. zł, tyle by dostali.