Prawo składania skargi na opieszałość obowiązuje w Polsce od 17 września 2004 r. Od tego dnia osoby niezadowolone z powolnego prowadzenia swojej sprawy mogą składać skargi na przewlekłość postępowania. Skarżący, oprócz przyspieszenia postępowania, może zyskać do 10 tys. zł zadośćuczynienia. Sądem właściwym do rozpoznania skargi jest sąd przełożony nad tym, którego działania zaskarżono.
Nowa procedura często od razu wymagała wykładni Sądu Najwyższego. Jedną z dyskusyjnych kwestii było to, czy sąd, badając wątek przewlekłości, może kontrolować zasadność wyroków w tej samej sprawie. Chodzi o szczególny, ale częsty rodzaj wyroku tzw. kasatoryjnego, czyli nakazującego ponowne rozpoznanie sprawy.
W wypadku wyroku sądu drugiej instancji (apelacyjnego) chodzi o sytuacje nieważności postępowania (art. 386 § 2 kodeksu postępowania cywilnego) lub nierozpoznania przez sąd pierwszej instancji istoty sprawy albo tego, że wydanie wyroku wymaga przeprowadzenia postępowania w całości (art. 386 § 4 k. p. c.). Część z tych wyroków okazuje się błędna, a ich skutkiem jest przedłużenie procesu (co najmniej o kilka miesięcy).
Tu pojawia się kwestia, czy taki błędny wyrok można traktować jako przewlekłość, czy sąd badający ten uboczny dla całego sporu wątek (może się zdarzyć nawet, że będzie to sąd niższego szczebla) może dokonywać takich ocen.
W kilku wyrokach SN uznał (i wsparł to stanowisko rzecznik praw obywatelskich, który wystąpił do SN o rozstrzygnięcie tego zagadnienia), że sąd drugiej instancji co od zasady sam powinien poprawić wyrok niższej instancji, dążyć do definitywnego rozpoznania sprawy w drugiej instancji w rozsądnym terminie, a zwracać sprawę do ponownego rozpoznania wyjątkowo. Jeśli więc popełnia w takim wypadku błąd, to niejako na ryzyko sądu (Skarbu Państwa).