Statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości pokazują to jednoznacznie: wprowadzona w 2005 r. do postępowania cywilnego instytucja mediacji cieszy się znikomym zainteresowaniem. Sędziowie rocznie kierują do niej nieco ponad 1000 spraw, ugodą kończy się niewiele (patrz ramka).
Okazuje się, że nie chcą z niej korzystać nie tylko skonfliktowane strony, ale również sami sędziowie. Dla nich kierowanie sporów do mediacji oznacza zazwyczaj tylko jedno: przedłużenie procesu o dodatkowe trzy miesiące.
– Niechęć sędziów do tej instytucji to pokłosie pierwszego zrywu, jaki nastąpił po wejściu w życie nowych przepisów. Wtedy sędziowie kierowali do mediacji każdą sprawę, która rokowała, że zawarcie ugody jest możliwe – tłumaczy sędzia Dorota Kozarzewska, wiceprezes warszawskiego Sądu Okręgowego Wydziału Gospodarczego.
Szybko nastąpił zimny prysznic. Okazało się, że np. na 100 spraw, które specjalnie trzeba było przygotować do mediacji, z ugodą nie wróciła ani jedna.
– To był wyraźny sygnał dla sędziów, że ich wysiłek związany z dodatkowym przygotowaniem akt idzie na marne. Wtedy nastąpił odwrót – tłumaczy sędzia.