Karolina Nadolska, mama sześcioletniego Bronka, od tygodni chodzi ze spotkania na spotkanie. Prawnicy, organizacje kobiece, rzecznik praw dziecka... W czerwcu warszawski sąd zdecyduje, czy będzie musiała odesłać syna do ojca do Meksyku.
Do Polski z synem przyjechała rok temu, kiedy za oceanem wybuchła epidemia świńskiej grypy. Gdy przedłużyła pobyt, były mąż zgłosił uprowadzenie dziecka. – Nie opłacał nam ubezpieczenia zdrowotnego, do czego był zobowiązany w postanowieniu rozwodowym. Syn choruje na bronchit, ja na rzadki rodzaj cukrzycy – wyjaśnia. – Nie mam do czego wracać, nie znam dobrze języka, nie miałabym tam pracy, a muszę zapewnić synowi opiekę zdrowotną.
Sąd pierwszej instancji kazał odesłać Bronka do Meksyku. – Decyzję podjął w 10 minut. Nie uwzględnił moich wniosków ani opinii psychologa, że syn się tu zaaklimatyzował – żali się Nadolska i dodaje, że nie chce odesłać chłopca. – Były mąż cały czas pracuje. Mam pozwolić, by Bronka wychowywała pomoc domowa? – pyta. Walczy o zmianę orzeczenia w drugiej instancji.
Do sprawy przygotowuje się też ojciec dziecka. Mec. Leszek Nowina-Witkowski reprezentujący ojca Bronka zapewnia, że jego klient płacił pani Nadolskiej alimenty, w tym przekazywał środki na ubezpieczenie zdrowotne. Adwokat przywołuje konwencję haską z 1980 roku. – Nie zachodzą żadne przewidziane konwencją wyjątkowe okoliczności, które usprawiedliwiałyby zatrzymanie dziecka w Polsce. Ojciec nie narażał go na szkodę psychiczną czy fizyczną, wykonywał swoją władzę rodzicielską i chce utrzymać z synem kontakt – wyjaśnia .
– Nawet gdy przyjechał do Polski na rozprawę nie chciał się zobaczyć z Bronkiem. Proponowałam wspólne wakacje, ale odmówił – twierdzi z kolei Nadolska.