Enrico Marini, jeden z najgłośniejszych europejskich twórców komiksu, mówi o dwóch prędkościach tego medium. Rynek frankofoński daje mu swobodę i prawa do własnych światów – album po albumie, bez pośpiechu i z autorską odpowiedzialnością. Rynek amerykański nagradza prestiżem i profesjonalizmem pracy przy cudzej marce (w jego przypadku: Batman). Wymaga jednak akceptacji reguł gry oraz liczenia się z ryzykiem: jeśli scenariusz nie przejdzie weryfikacji, nie można zanieść go w inne miejsce. Równolegle rośnie presja sztucznej inteligencji w branży komiksowej–narzędzia wygodnego i masowego, lecz z perspektywy rysownika grożącego ubywaniem zleceń i erozją zaufania do obrazu. Pomiędzy tymi biegunami Marini układa własny plan na siebie: domknięcie sagi „Orłów Rzymu”, powrót do „Skorpiona” w formie samodzielnego one-shota, sporadyczne wypady do DC/Marvela „dla frajdy”, ale bez utraty wewnętrznej suwerenności.