Niedoceniona rola biegłych sądowych

Fachowcy od skrzypiec, wspinaczki czy nurkowania chcą pomagać sądom. Na swoje pięć minut często czekają latami

Publikacja: 28.07.2012 09:00

Kazimierz Burek, ekspert w sprawach lutnictwa, na liście biegłych Sądu Okręgowego w Lublinie figuruje od ponad 20 lat. Karnie stawia się na szkolenia. Systematycznie ponawia uprawnienia. Swoją fachową wiedzą o skrzypcach gotów jest dzielić się z wymiarem sprawiedliwości

– Do tej pory na żadną sprawę procesową sąd mnie nie wezwał. Nikomu pewnie stradivariusa nie ukradli. Cóż, jestem takim biegłym figurantem – wzdycha znawca.

Jedni mają, inni nie

Z kolei w rodzinie Niewczyków z Poznania bycie biegłym to tradycja przechodząca z ojca na syna. Biegłym, jeszcze w sądzie Cesarsko-Królewskiej Mości, był Franciszek Niewczyk, który w 1885 r. otworzył swoją pracownię lutniczą. Potem do pełnienia tej funkcji został powołany jego syn Stanisław, a następnie wnuk Stefan. Teraz, od ponad 20 lat, biegłym od instrumentów strunowych, smyczkowych i szarpanych jest jego prawnuk Benedykt, właściciel pracowni lutniczej.

– Nieczęsto, ale mam zlecenia. Choćby teraz: wyceniam instrumenty do sprawy spadkowej dla sądu w Bydgoszczy. Bywają też sprawy odszkodowawcze. W każdym razie nikt nikogo skrzypcami jeszcze nie zabił – żartuje Benedykt Niewczyk.

Na zlecenie od sądu cztery lata czeka doktor nauk medycznych Jan Ciszecki, biegły Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w sprawach zarządzania oraz organizacji służby zdrowia. Trochę go dziwi ten brak zainteresowania Temidy.

– Materia jest przecież trudna. Przepisy ciągle się zmieniają. Moja wiedza byłaby także pomocna w kwestii oceny nadwykonań usług przez zakłady opieki zdrowotnej – mówi dr Jan Ciszecki.

Zdziwiona jest również Halina Danczowska z Lublina, od 15 lat biegła w sprawach bibliotekarstwa i wiedzy o książce.

– Książka jest towarem jak każdy inny. Jest kupowana, sprzedawana, kradziona, przemycana, przekazywana w masie spadkowej – dodaje. Ma świadomość, że nie należy do biegłych szczególnie obleganych, ale co roku dostaje dwie, trzy sprawy do oceny. Z różnych sądów w kraju. Oprócz standardowych pytań o wycenę książek lub druków bezdebitowych opiniowała także w sprawie dziennikarza, który pozwał swego wydawcę o niewypłacone honoraria.

Na brak zleceń nie narzeka z kolei Barbara Miedziak, mistrzyni fryzjerstwa i mistrzyni kosmetologii z Poznania. Opiniuje dla sądów w Poznaniu Koszalinie, Szczecinie, Wrocławiu. Spraw ma coraz więcej, bo klienci są bardziej świadomi prawnie, a ondulacje coraz bardziej wyrafinowane. Niekiedy zmarnowane, tak jak w ostatniej sprawie, w której fryzjerka poparzyła klientce głowę.

– Sąd się nie zna przecież na fryzjerstwie, a adwokaci piszą głupoty, np. o kładzeniu farby na głowie ruchem elipsoidalnym. Jak można porównywać pracę malarza pokojowego, który kładzie farbę na ścianie, do farbowania odrostów włosów, gdzie trzeba znać strukturę włosa, stan jego zniszczenia, dobrać skład chemiczny farby lub kosmetyków – nie ukrywa irytacji biegła Miedziak.

Teresa Nowak, specjalistka od radiestezji wpisana na listę biegłych Sądu Okręgowego w Radomiu, unika odpowiedzi na pytanie, czy jej wiedza wykorzystywana przez sądy. Oświadcza, że nie jest zainteresowana rozmową na ten temat.

Wystarczy się wpisać

Biegłym sądowym może być każdy, kto korzysta z pełni praw cywilnych i obywatelskich, ma ukończone 25 lat, daje rękojmię należytego wykonywania obowiązków biegłego oraz posiada odpowiednio udokumentowane teoretyczne i praktyczne wiadomości specjalne z danej dziedziny. Biegłych ustanawia się dla poszczególnych gatunków gałęzi nauki, techniki, sztuki, rzemiosła, a także innych umiejętności. O tym, kto zostanie wpisany na listę biegłych, decydują prezesi poszczególnych sądów okręgowych. Zazwyczaj po sprawdzeniu wniosku pod względem formalnym proszą o opinię zakład pracy kandydata lub organizację branżową, do której należy.

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w całym kraju na listach prezesów sądów okręgowych figuruje ponad 14 tys. specjalistów. Najwięcej jest lekarzy różnej specjalności, znawców szeroko pojętej kryminalistyki, ruchu drogowego, rachunkowości, wyceny i szacunków nieruchomości, geodezji, pisma ręcznego. Specyfiką sądów na Śląsku są biegli do spraw szkód górniczych, miernictwa górniczego i geologii, na Pomorzu zaś transportu wodnego.

Nie brakuje rzadszych profesji. Są biegli od sztuk walki, wspinaczki wysokogórskiej, nurkowania, łowiectwa, ratownictwa wodnego. Artur Pomietlak, od 16 lat biegły do spraw spadochroniarstwa, przekonuje, że jest jedynym takim ekspertem w Polsce. W ostatnich trzech latach wydał cztery opinie w sprawie wypadków spadochroniarskich, w całym okresie pełnienia funkcji kilkanaście.

– Nie każdy wypadek wymaga takiego postępowania dowodowego. Czasami wystarczy opinia komisji do spraw wypadku. Jestem powoływany głównie na wniosek rodzin pokrzywdzonych – mówi.

Znawcy od pyłku

Są biegli od posadzkarstwa, włókiennictwa, szklarstwa, odlewnictwa, kwiaciarstwa, palet euro, architektury krajobrazu czy kominów przemysłowych. Sąd ma do dyspozycji także filatelistów, numizmatyków, zdunów, kuśnierzy, zegarmistrzów. Jest biegła kostiumografka i palinolog (nauka o pyłkach roślin i zarodkach grzybów). Są eksperci od lęgu kur, indyków, bażantów i gęsi, chowu bydła mlecznego lub chmielarstwa. Jerzy Dwornikiewicz z Puław, biegły z tej ostatniej specjalizacji, a także rolnictwa i organizacji gospodarstwa wiejskiego, przyznaje, że w kwestii chmielu w swojej 22-letniej praktyce biegłego wypowiadał się tylko raz. Ostatnio też sporządził pozasądową opinię dla Głównej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w sprawie o odszkodowanie za część plantacji zajętej pod budowę drogi szybkiego ruchu.

– Więcej mam zleceń z rolnictwa. To zazwyczaj sprawy spadkowe, kwestie podziału gospodarstwa zgodnie z elementami prawidłowej gospodarki rolnej, z uwzględnieniem elementów scaleniowych, niepodlegających podziałowi. To także kwestie przydzielenia gospodarstwa komuś, kto gwarantuje dalsze prawidłowe jego prowadzenie – mówi biegły Jerzy Dwornikiewicz.

Znakiem nowych czasów są znawcy funduszy strukturalnych, realizacji i rozliczeń projektów unijnych. Od półtora roku na liście Sądu Okręgowego w Poznaniu figuruje Natalia Moros, biegła w sprawach gramatyki języka angielskiego. Przyznaje, że jeszcze nie miała okazji wykazać się wiedzą przed sądem.

Podobnie mówi Peter Josef Hubski.

– Jakoś nie mogę się przebić ze swoją wiedzą. Żaden sąd jeszcze nie skorzystał z moich usług termowizji i termografii. Sędziowie chyba nie wiedzą, że coś takiego jest – narzeka. Termowizją zajmuje się od około pięciu lat. Na liście biegłych Sądu Okręgowego w Poznaniu figuruje od półtora roku. Zachwala, że za pomocą kamery termowizyjnej mógłby np. pomóc rozstrzygać spór właściciela mieszkania z deweloperem. Czy wybudował dom o parametrach, które zdeklarował w umowie, i czy przeprowadził termomodernizację zgodnie ze sztuką budowlaną.

Z opinii niektórych specjalistów sądy rzadko korzystają. Zdarza się, że powołują ich raz na kilka lat

Biegły Hubski opowiada, że na listę biegłych wpisał się pod wpływem kolegów prawników, którzy stwierdzili, że jego wiedza może się przydać wymiarowi sprawiedliwości. Na razie jest inaczej.

Tylko najstarsi sędziowie Sądu Okręgowego w Lublinie pamiętają, że mieli do dyspozycji biegłego od trakcji parowej.

Przyszłość w genetyce i informatyce

Dziś dominują opinie z nowoczesnych dziedzin.

– Najwięcej opinii przygotowujemy z genetyki sądowej, toksykologii, bo coraz częściej kierowcy siadają za kółkiem pod wpływem środków działających podobnie jak alkohol. Sporo z informatyki śledczej – mówi dr hab. Maria Kała, dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna z Krakowa.

– Szybko rozwija się informatyka śledcza, która pozwala ustalić, kto się logował do systemu i jaki zapis powstał, jaki był przepływ informacji. Coraz częściej sądy korzystają z tego dowodu także w sprawach medycznych, aby ustalić, kiedy dokonano wpisu do dokumentacji pacjenta. Masowo wykorzystywana jest genetyka. Technika pozwala np. wyizolować kod DNA z pozostałości nabłonka ucha pozostawiony przez przestępcę na słuchawce telefonu – mówi dr Piotr Girdwoyń, dyrektor Centrum Nauk Sądowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Coraz rzadziej sądy zwracają się do biegłych, którzy oceniają, czy dany banknot jest sfałszowany. Częściej potrzebują opinii o kartach plastikowych, magnetycznych i elektronicznych. Z roku na rok wydatki na opinie specjalistów rosną. W 2010 r. osiągnęły 124 mln zł, w ubiegłym o 14 mln zł więcej. I bywa, że opinia w sprawie o wartości 100 zł kosztuje kilka lub kilkanaście razy więcej.

– Sąd ma prawo zwrócić się do biegłego z nawet najbardziej wydawałoby banalnym pytaniem lub w banalnej sprawie, jeśli wymaga tego procedowanie. Ten zaś ma odpowiedzieć, co ustalił w zadanej mu sprawie, umiejscowić to w wiedzy i piśmiennictwie. Merytoryczna ocena faktów należy do sędziego – zwraca uwagę dyrektor Maria Kała.

Matura i egzamin ósmoklasisty
Egzamin 8-klasisty: język polski. Odpowiedzi eksperta WSiP
Prawo rodzinne
Rozwód tam, gdzie ślub. Szybciej, bliżej domu i niedrogo
Nieruchomości
Czy dziecko może dostać grunt obciążony służebnością? Wyrok SN
Prawo w Polsce
Jak zmienić miejsce głosowania w wyborach prezydenckich 2025?
Prawo drogowe
Ważny wyrok dla kierowców i rowerzystów. Chodzi o pierwszeństwo