Właśnie taki jest cel tej regulacji: obniżyć koszty usług prawnych. O dobiegających końca pracach nad nią "Rzeczpospolita" pisała cztery tygodnie temu. Teraz projekty zmian w ustawach i projekty nowych rozporządzeń o opłatach trafiły już do uzgodnień międzyresortowych.
Dziś zapłatę ustalają prawnik i jego klient w umowie. Ministerstwo chce wprowadzić do tych umów ograniczenie w postaci tzw. stawek ostatecznych limitujących wysokość honorariów adwokatów i radców. Zbyt mała ich liczba w Polsce sprawia, że ceny usług są wysokie, co wielu potrzebujących pozbawia pomocy prawnej. W tej sytuacji, zdaniem MS, reguły wolnego rynku nie mogą być jedynym regulatorem dochodów prawników. Dlatego dotychczasową swobodę ustalania wynagrodzeń chce zastąpić ich kontrolą na wzór taryfy maksymalnych opłat notarialnych.
Zaproponowane rozwiązania mają też poprawić efektywność działania pełnomocników procesowych -tłumaczy ministerstwo -bo ich wynagrodzenia będą zależały od wyniku sprawy. Inaczej niż dziś strona wygrywająca proces będzie odzyskiwała od przeciwnika całość kosztów pomocy prawnika.
Nowością jest także propozycja ograniczonych obowiązkowych zaliczek (stawki wstępne). Gdy prawnik weźmie sprawę, będzie mógł zainkasować od klienta nie więcej niż 1/3 stawki ostatecznej z cennika, w sprawach roszczeń pieniężnych zaś najwyżej 2 proc. wartości roszczenia, nie więcej jednak niż połowę płacy minimalnej (468 zł). Resztę dopiero po prawomocnym zakończeniu sprawy. Całość opłaty za proces o pieniądze to byłaby dla adwokata powoda pochodna (procent według taryfikatora) kwoty roszczenia zasądzonego w procesie, a dla prawnika strony pozwanej - kwoty oddalonego powództwa (honorarium za proces nie mogłoby przekroczyć 100 tys. zł). Jeśliby pozew oddalono w całości, adwokat powoda dostałby tylko zaliczkę. Także tylko zaliczką musiałby się zadowolić pełnomocnik pozwanego, gdyby jego przeciwnikowi zasądzono całą żądaną kwotę.
Opłaty za czynności nieprocesowe, np. za poradę czy opinię prawną, byłyby określone kwotowo.