Wskazuje on, że OFE zamieniają otrzymane składki na aktywa finansowe, których wartość jest efektem gry rynkowej. Prowadzi go to do wniosku, że to co jest zapisane na koncie w OFE to „właśnie wirtualny zapis, coś efemerycznego, co może stracić z dnia na dzień swą wartość.” Zdaniem prof. Żyżyńskiego „jeśli wpływają tam zbyt duże środki to przewaga elementów spekulacyjnych staje się większa.”

Dyskusja o charakterze konta w OFE toczy się w kontekście podobieństw i różnic tego konta do indywidualnego konta w ZUS. To właśnie na tym ostatnim jest „wirtualny zapis” wpłaconych składek ich waloryzacji oraz dla osób pracujących przed rozpoczęciem reformy także kapitału początkowego i jego waloryzacji. Za tym zapisem nie stoją jednak żadne realne pieniądze czy, tak jak w OFE, aktywa. Zapis w ZUS wyraża bowiem jedynie nasze uprawnienia w systemie repartycyjnym. Istotą systemu repartycyjnego jest finansowanie bieżących świadczeń bieżącymi składkami płaconymi przez osoby pracujące w momencie wypłaty świadczeń. System taki świetnie sprawdza się w sytuacji młodych społeczeństw, w których jest znacząco więcej pracujących niż pobierających świadczenia i jednocześnie rodzi się dostatecznie dużo dzieci, by te proporcje nie zachwiały się w przyszłości. Polska niestety dołączyła do społeczeństw zachodnich zagrożonych kryzysem demograficznym – proporcje między pracującymi a osobami pobierającymi świadczenia będą się znacząco pogarszały w przyszłości, a bardzo niska dzietność w Polsce należy do jednych z najniższych w Europie. A to rodzi pytanie jak sfinansować nasze uprawnienia emerytalne w przyszłości.

Próbą odpowiedzi na to pytanie była reforma emerytalna końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia – ograniczająca stopę zastąpienia, czyli relację między emeryturami a pensjami oraz wprowadzająca element kapitałowy do systemu, tak by tylko część świadczenia w przyszłości była pokrywana ze składek pracujących, bo ich będzie po prostu za mało, by sprostać obciążeniom wynikającym ze starego systemu. Dlatego tak dużą rolę w tym systemie odgrywają tak dziś krytykowane otwarte fundusze emerytalne – gdyż pozwalają one sfinansować część świadczenia za pomocą instrumentów finansowych, a nie ze składek przyszłych pracujących. Aktywa te poddane są grze rynkowej, ich wartość może rosnąć lub spadać, ale są to instrumenty finansowe mające realną wartość, którą można wyrazić w pieniądzu. Służy temu codzienna wycena wartości jednostek rozrachunkowych oraz zapisywanie na rachunku w OFE ilości jednostek rozrachunkowych przysługujących każdemu członkowi. Oznacza to także, że pieniądze przyszłych emerytów, które trafiają do OFE są inwestowane bądź w akcje przedsiębiorstw (ryzykowne ale dające szanse na wyższy zwrot) bądź w obligacje SP (dające mniejsze zyski, ale obarczone mniejszym ryzykiem), bądź w instrumenty finansowe mieszczące się między zarówno jeśli chodzi o poziom ryzyka jak i spodziewane stopy zwrotu. O tym jak te pieniądze są inwestowane decydują zarządzające OFE Powszechne Towarzystwa Emerytalne, ale ramy wyznacza państwo określając dopuszczalne kategorie lokat, limity inwestycyjne oraz mechanizmy ograniczające ryzyko (minimalna wymagana stopa zwrotu). Zatem o poziomie ryzyka decyduje nie wielkość przekazywanych do OFE środków, tylko określone przez Państwo limity inwestycyjne.

W chwili obecnej rząd zapowiada jednoczesne ograniczenie środków przekazywanych do OFE i zwiększenie limitów inwestycyjnych dla OFE, tak by zwiększyć poziom ryzyka ponoszonego przez OFE. Jednocześnie rząd nie wskazuje jak zapewnić finansowanie w przyszłości repartycyjnej części przyszłych świadczeń, która po zmianach stanowiła będzie znacznie większą część świadczenia niż obecnie.

[ramka]Paweł Pelc. Autor jest radcą prawnym, Wiceprezesem Stowarzyszenia Rynku Kapitałowego UNFE.[/ramka]