Teza ta może być prawdziwa tylko przy serii założeń, które w realnym świecie są niemożliwe do spełnienia. O ile prawdą jest, że przyszły dochód wpływa na poziom przyszłych emerytur, o tyle nie można powiedzieć, że w taki sam sposób w obu systemach.
Po pierwsze, czym innym jest zobowiązanie finansowo-prawne, a czym innym zobowiązanie polityczne. Znacznie łatwiej jest zmienić to drugie, choć oczywiście oba zobowiązania nie dają 100-proc. gwarancji wypłaty w przyszłości (ale też nie ma chyba na świecie instrumentu, który dawałby taką 100-proc. gwarancję). Tak więc nie tylko wzrost ma wpływ na emerytury, ale i forma zobowiązań. Po drugie, prace empiryczne wskazują, że fundusze emerytalne efektywniej zarządzają środkami niż średnia dynamika PKB, inwestując w bardziej produktywną część gospodarki. Po trzecie, fundusze emerytalne nie prowadzą swych inwestycji wyłącznie na terenie danego kraju – tak więc ich zakumulowany wynik nie musi być wyłącznie pochodną bieżącego PKB. Po czwarte, organizacja systemu emerytalnego wpływa też na dynamikę PKB (choćby poprzez rynek kapitałowy), tak więc bardziej efektywny system daje szanse na wyższe emerytury.
Polityczna koniunktura
Kolejny ważny argument Barra mający postawić znak równości pomiędzy systemem repartycyjnym opartym na zdefiniowanej składce i systemie kapitałowym jest taki, że wszelkie emerytury zależą od ryzyka politycznego, gdyż są pochodną skutecznego rządzenia. Ogólnie jest to prawda, ale w obu przypadkach zależność ta ma inny charakter i inną siłę. Zmiany w części państwowej systemu emerytalnego są dokonywane znacznie częściej niż w części kapitałowej. Co więcej, przykładem, jak łatwo jest manipulować częścią państwową systemu, a jak trudno częścią prywatną, jest obecna debata. Fundusz Rezerwy Demograficznej został zlikwidowany jednym pociągnięciem pióra, podczas gdy debata na temat obniżania składki do OFE trwa kilka miesięcy i decydenci liczą się z opinią publiczną (tak się przynajmniej wydaje).
Przykładem, jak łatwo jest manipulować częścią państwową systemu, a jak trudno częścią prywatną, jest obecna debata
Stopa zwrotu środków zarządzanych przez OFE jest pochodną skuteczności ich inwestycji. Natomiast tempo waloryzacji składek, wysokość indeksacji emerytur jest zależna od koniunktury politycznej. Co więcej, w OFE po przejściu na emeryturę środki muszą się bilansować, ich brak grozi upadkiem wypłacającego podmiotu. Tak więc zobowiązania emerytalne muszą być skalkulowane zgodnie z poziomem zgromadzonych zasobów. Natomiast w części państwowej system może być zbilansowany wyłącznie przy założeniu indeksacji cenowej świadczeń, indeksacji składek zgodnej z funduszem płac, brakiem jakichkolwiek przywilejów emerytalnych oraz akceptacji ujemnej waloryzacji składek w okresie, kiedy fundusz płac ma ujemną dynamikę. Założenie politycznie niespełnialne, gdyż nawet w swej dzisiejszej retoryce zwolennicy systemu repartycyjnego nie akceptują negatywnej waloryzacji składek. Gdy w ZUS brakuje środków, podwyższa się podatki. W OFE taka waloryzacja jest automatyczna, następuje bowiem w wyniku zmian wyceny aktywów. OFE są w tym zakresie samoregulujące. ZUS nie.
Kolejny argument mówi o tym, że część kapitałowa ma dodatkowe ryzyka (których nie ma system repartycyjny), a mianowicie ryzyko inwestycyjne, ryzyko zarządzania, ryzyko właściwego skalkulowania czasu średniego dożycia. W rzeczywistości wszelkie ryzyko występuje w systemie państwowym, z tym że nie jest ono tak oczywiste. Jest to ryzyko właściwej oceny przyszłego wzrostu i dostosowania do niego tempa waloryzacji świadczeń. W historii wielokrotnie państwa miały skłonność do składania obietnic ponad miarę. Nie wspominając o ryzyku zarządzania instytucją państwową – patrz słynny kontrakt informatyczny dla ZUS, za który przecież płacą wszyscy podatnicy. I ryzyko nieodpowiedzialnych rządów – patrz Grecja.