Rz: To, że polisy OC komunikacyjnego są nierentowne, stało się na własne życzenie firm: każdy chciał zdobyć jak najwięcej klientów, a walczyliście o nich ceną. Teraz ubezpieczyciele szukają argumentów na podwyżkę cen...
Andrzej Jarczyk: Nie stawiamy się w roli ofiary. Problem z polisami OC jest taki, że to ubezpieczenia z tzw. długim ogonem. Zobowiązania, szczególnie jeśli chodzi o świadczenia z tytułu szkód osobowych, trwają wiele lat. Nie wiemy, jakie będzie otoczenie prawne i orzecznictwo za kilka miesięcy, a co dopiero w tak długiej perspektywie. Jeśli klient w 2005 r. zapłacił 300 zł za polisę, która była wyceniona adekwatnie do ówczesnej sytuacji, a dzisiaj z tytułu tego samego ubezpieczenia musimy płacić znacznie wyższe odszkodowania, rodzi się brak stabilności dla branży. Jeszcze dokładniej musimy mierzyć ryzyko, analizować europejskie trendy, by wiedzieć, co się będzie działo w Polsce w perspektywie kilkunastu lat. Największym wyzwaniem jest odpowiedź na pytanie, w jakim kierunku będą ewoluować średnie szkody osobowe i renty.
Ile w OC komunikacyjnym powinny wynieść podwyżki, żeby firmy wyszły przynajmniej na zero, a jednocześnie ile kierowcy są w stanie udźwignąć?
Przy średniej cenie za polisę około 500 zł podwyżka o 20 proc. nie byłaby przesadą. Mówimy o 100 zł w skali roku. To jest znacząca podwyżka, jednak nie na tyle wysoka, by ludzie ryzykowali jazdę bez polisy. Moim zdaniem ceny w Polsce w relacji do ryzyka są o około 20 – 30 proc. za niskie. Systematyczne podnoszenie cen jest kierunkiem nieodwracalnym, a dodatkowe działania regulatora czy innych instytucji tylko przyspieszą podwyżki.
Wprowadzanie do oferty IKZE nie ma sensu – zainteresowanie nim jest znikome