Pan Stanisław M. wybrał się 1 sierpnia 2012 roku na posesję Grzegorza C. (imiona fikcyjne), aby kupić słupki ogrodzeniowe. Pracownicy przedsiębiorcy wskazali mu, iż poszukiwane słupki znajdują się na regale ustawionym przed bramą prowadzącą na plac, na którym znajduje się kojec z psem.
Na bramie wejściowej, jak i na bramie oddzielającej część posesji dostępnej dla klientów od części dostępnej tylko dla pracowników wisiały tablice ostrzegawcze „nieupoważnionym wstęp wzbroniony" i „ja tu pilnuję".
Kupujący jednak się pomylił, i wszedł na plac dostępny tylko dla pracowników (brama nie była zamknięta).Kiedy był już za bramą zaatakował go owczarek niemiecki należący do przedsiębiorcy. Pies rzucił się na ręce klienta i go przewrócił. Pracownicy podnieśli alarm, a syn przedsiębiorcy odciągnął zwierzę. Mężczyzna trafił na pogotowie, gdzie założono mu 19 szwów i opatrunki na rany obu rąk.
Po tym zdarzeniu Stanisław M. długo dochodził do siebie. Miał spuchnięte dłonie tak bardzo, iż nie mógł w nich utrzymać nawet łyżki. Do tego doszły problemy ze snem i strach przed psami bez obroży. W codziennym życiu musiała pomagać mu rodzina, musiał też korzystać przez 24 dni zwolnienia lekarskiego.
Za zdarzenie z 1 sierpnia 2012 roku Stanisław M. wystąpił do sądu. Żądał 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia i odszkodowania. W trakcie postępowania właściciel psa proponował mu wypłatę 3,5-4 tys. zł, ale poszkodowany jej nie zaakceptował.