LOT planuje wykorzystanie całej swojej floty tego lata. Polski przewoźnik chce operować wszystkimi 15 dreamlinerami w lotach rejsowych i czarterowych. Zwiększy się podaż miejsc w rejsach atlantyckich, rozbudowywana jest siatka rejsów krótko- i średniodystansowych. 27 maja ruszają loty do Azerbejdżanu, kilka dni później LOT wróci do Mumbaju i Kairu, dokąd linia latała pod koniec ubiegłego wieku. Zagęszcza się siatka bałkańska.
To wszystko są poszukiwania nowych kierunków, skąd można przywieźć pasażerów tranzytowych, którzy przesiedliby się na warszawskim Lotnisku Chopina i zastąpiliby Białorusinów i Ukraińców.
Udział pasażerów tranzytowych w ruchu lotniczym ogółem w Warszawie powoli wraca do poziomu sprzed pandemii. I w niektórych godzinach, zwłaszcza kiedy odlatują „atlantyki”, czyli rejsy do USA i Kanady, na Okęciu zaczyna się robić tłok.
Drogie paliwo
Na brak pasażerów tranzytowych narzeka teraz Finnair, który swój model biznesowy oparł na przesiadkach w ruchu wschód–zachód, głównie Chiny–Europa. W sytuacji, kiedy niebo nad Rosją, Białorusią i Ukrainą jest zamknięte dla linii europejskich, podróże wydłużyły się, w niektórych przypadkach nawet o kilka godzin. A do kosztów takich rejsów trzeba jeszcze doliczyć bardzo drogie paliwo. Z tego powodu Finowie zawiesili połączenia do niektórych chińskich miast.
Dopłaty paliwowe są wyraźnie widoczne w taryfach. I naprawdę są wysokie, na przykład TUI wiozący Niemców i Belgów na wakacje na południe Hiszpanii każe sobie dopłacać po 90 euro za każdego pasażera.
Dlatego jeśli kupujemy bilety, to uważniej, niż kiedykolwiek przedtem, szukajmy promocji. Bo, mimo kłopotów przewoźników, tańsze bilety nadal pojawiają się na stronach linii lotniczych. Samoloty nie latają też wypełnione do ostatniego fotela.