Polka w półfinale pokonała Darię Kasatkinę 6:2, 6:1 i choć decydująca rozgrywka dopiero ją czeka, już widać, że podbiła Paryż.
Na jej meczu z Rosjanką trybuny były pełne, bo kibice tenisa dostrzegli, że rodzi się wielka gwiazda, z którą warto się identyfikować, bo gra efektownie, rywalki są coraz bardziej spłoszone, a ona potrafi z wdziękiem nosić koronę.
Sensacyjna mistrzyni tego turnieju sprzed dwóch lat dziś jest najpewniejszym walorem kobiecego tenisa. Gdy Iga wygrywała w roku 2020, trybuny były praktycznie puste z powodu pandemii i dopiero teraz tak naprawdę dostaje w Paryżu to, na co zasłużyła - aplauz pełnej widowni na słonecznym korcie i wybuch radości po meczbolu nie tylko polskich kibiców, choć ich na trybunach i na ulicach prowadzących do stadionu Rolanda Garrosa widać i słychać wszędzie.
Wróciła imperialna Iga
Kasatkina przed meczem z Igą nie powinna mieć złudzeń, bo w poprzednich trzech pojedynkach w tym roku nie znaczyła wiele, ale miała też prawo do nadziei, bo do tego półfinału nie przegrała w Paryżu seta. Przekonywała, że te porażki to był inny czas, inne miejsce (korty twarde) i nie można z tego wyciągać wniosków dziś, ale nie miała racji.
Tylko początek meczu był wyrównany. Iga w trzecim gemie straciła nawet swój serwis, ale przy stanie 2:2 ekspres z Raszyna odjechał i dziewczyna z Togliatti już go nie dogoniła, choć serwowała lepiej niż można było oczekiwać.