Nasza tenisistka w tym roku pokonywała już Rosjankę trzykrotnie: 6:2, 6:3 w Melbourne, 6:1, 6:2 w Dubaju i 6:3, 6:0 w Dausze. - Przegrywałam, ale to była zupełnie inna historia - wyjaśniała Kasatkina, pokładając nadzieje w innej nawierzchni. Kilkanaście dni wcześniej dotarła do półfinału turnieju w Rzymie, wygrała w tym sezonie 12 z 15 meczów na „mączce”. Niespodzianki jednak nie było.

Świątek zaczęła nerwowo, w pierwszych gemach obie tenisistki popełniały sporo błędów. Polka potrzebowała kilkunastu minut, żeby wejść w odpowiedni rytm. Minął kwadrans i grała już dojrzale. Zdobywała kolejne punkty z zimną krwią, imponowała zwłaszcza skutecznym forehandem.

Czytaj więcej

Roland Garros: Marin Cilić - kat Rosjan

Pierwszy set trwał 35 minut, drugi - tylko 30. Ostatniego gema Polka wygrała do zera, mecz zakończyła asem. Kasatkina była bezradna. - To niezwykły moment. Jestem emocjonalną osobą, więc nie będę mówiła zbyt wiele, ale po prostu uwielbiam grać w Paryżu - oznajmiła Świątek po meczu i przyznała, że przed spotkaniem do walki nastroiła ją muzyka Led Zeppelin.

Polka w sobotnim finale zmierzy się ze zwyciężczynią pojedynku Martina Trevisan - Coco Gauff.