W Tunezji mówią na nią „Królowa uśmiechu” albo „Promień radości”. Taka postać dziś wydaje się w jej ojczyźnie wyjątkowo potrzebna, wobec braku powodów do jakiejkolwiek innej satysfakcji: koronawirus i kryzys gospodarczy doprowadziły kraj do politycznego impasu, a obywateli do rozpaczy.
Ons Jabeur to muzułmanka, która godzi ramadan z wyczynowym sportem i naprawdę uśmiecha się do całego świata poza chwilami walki na korcie. I nieoczekiwany wzór dla wielu dziewczyn, którym do głowy by nie przyszło, że można w niebogatym kraju północnej Afryki przebyć tak wyjątkową drogę.
Czytaj więcej
Iga Świątek wygrywa w Rzymie. To jej piąte w tym roku turniejowe zwycięstwo. Jest niepokonana od 28 meczów. Pojedzie do Paryża jako wielka faworytka Roland Garros.
Ons Jabeur (po arabsku Uns Dżabir) często potwierdza, że jej wspinaczka na tenisowe szczyty to świetny wzór dla arabskich dziewczyn, które – patrząc na jej zwycięstwa – mogą uwierzyć w siebie. – Czuję się także ambasadorką Afryki i mego kraju – powtarza niemal w każdej rozmowie.
Czas hartowania
Trzy lata temu, gdy po raz pierwszy dotarła w Melbourne do ćwierćfinału turnieju Wielkiego Szlema, opowiadała, że „jest w stu procentach produktem Tunezji”. Ale tak naprawdę jej kariera ma także francuski i belgijski szlif, choć od trzeciego do 17. roku życia trenowała niemal wyłącznie na kortach tunezyjskich.