Pierwszy set zapewnił widzom na korcie centralnym Foro Italico atrakcje w ilościach hurtowych. Tryb atak włączyły obie tenisistki, tryb spokój chyba wyłączyły, więc widowisko miało sporą temperaturę, a hulający niekiedy wiatr zapewnił dodatkowe emocje. Do tie-breaka prowadziła bardzo wyboista droga, tyle dobrego, że Iga Świątek zwykle pierwsza osiągała przewagę w secie (2:0, 5:3), Bianca Andreescu była tą, która zaciekle i z powodzeniem goniła, ale przy stanie 2:3 było odwrotnie.
W tie-breaku było podobnie, ale tym razem w pościgu Kanadyjki było zbyt wiele błędów, więc przy stanie 6-2 Polka miała komfort czterech piłek setowych, wygrała pierwszą. Set trwał 70 minut, kosztował wiele obie strony, jak się okazało, znacznie więcej ucierpiała Andreescu.
Podsumowanie sukcesu Igi wypada znakomicie
W drugim secie Iga przyspieszyła, wygrała po kolei cztery gemy w 20 minut, twardej odpowiedzi z drugiej strony siatki już niemal nie było. Najlepsza tenisistka świata nagle połączyła w zgrabną całość wszystkie umiejętności: szybkość nóg, mocną rotację piłek, siłę uderzeń i wyobraźnię na korcie. Jej rywalka całkowicie straciła impet. Szybko można było zacząć się zastanawiać, czy Polka wygra do zera, wygrała, choć oddajmy Biance, co należne: po trzeciej piłce meczowej.
Podsumowanie sukcesu Igi wypada znakomicie: passa ciągłych zwycięstw przedłużona do 26, liczba gemów wygranych w tym roku do zera wzrosła do 13, niekłamany podziw tenisowego świata rośnie proporcjonalnie do tych i innych statystyk.