Tańca też prawie nie ma. Najwięcej jest paplaniny i dowcipasów rzucanych na gorąco. „Poziom tańca jest bardzo, bardzo wysoki. Bardzo wyrównany. Bardzo wysoki jest poziom naszych uczestników” – zachwala w pocie czoła prowadząca Katarzyna Skrzynecka. Ale bryluje prowadzący – Piotr Gąsowski. Skrzynecka: „Cztery miesiące ciężkich treningów...”. „Jeszcze pięć i będzie dziecko!” – dopowiada pan Piotr.
Najważniejsze, że się mówi, bo dzięki temu program trwa dłużej. W trakcie stuminutowego półfinału obejrzałem zaledwie sześć krótkich tańców i kilkadziesiąt reklam. Czy można się zatem dziwić Gąsowskiemu, że staje na głowie, by wypełnić pustkę? Doceńmy jego wysiłki, cytując jedną z najdłuższych anegdot, z której wynika tylko tyle, że facet mimo lat spędzonych na scenie ma w „Tańcu z gwiazdami” tremę jak dziecko.
W niedzielę opowiadał: „Mój profesor Adam Hanuszkiewicz mówił, że nie patrzy na publiczność, tylko przed spektaklem... To znaczy, że nie patrzy na aktorów, tylko patrzy na publiczność. Przychodzi, stawia krzesło i siada tyłem do widowni. Tak...”. Tu przerwał, ale się trzyma. Czas na punktacje tańców i męki współprowadzącej.
Ale Gąsowski dobrze wie, co chciał powiedzieć. Kiedy przyjdzie jego moment, wyjaśni: „Nie dano mi powiedzieć, że Adam Hanuszkiewicz siadał tyłem do aktorów i przodem do widowni!”. Jako żywo – jak w „Rejsie”. Pamiętacie państwo? „Są trzy metody głosowania. Pierwsza przez aplauz. Znaczy, że wszyscy głosują. Druga metoda – kulkami. Są kulki czarne i czerwone, które otrzymuje każdy głosujący... Przepraszam. Białe i czarne, które otrzymuje każdy głosujący. Czarna „za” lub odwrotnie: czarna „za”... To znaczy czarna „przeciw”, biała „za”. Lub odwrotnie”.
Są ludzie, którzy mówią wierszem. Ale żeby „Rejsem”? Bardzo, bardzo wysoki i wyrównany jest poziom prowadzenia programów, w których o nic nie chodzi.