Legendarny Franco Zefirelli przygodę z teatrem rozpoczął pod koniec lat 40. u boku innego wielkiego włoskiego artysty, Luchino Viscontiego. To on polecił swego młodego asystenta najsławniejszej operowej primadonnie, Marii Callas. Zefirelli wyreżyserował dla niej kilka przedstawień, w tym również „Traviatę”. Spektakl tak się spodobał, że powstał pomysł, by sfilmować tę operę Giuseppe Verdiego. Pewien milioner z Teksasu chciał projekt sfinansować, ale Callas nie wyraziła zgody.
Zefirelli nie zrezygnował, jednak do pracy nad filmem przystąpił dopiero w 1982 roku. Maria Callas już nie żyła, jednak jej duch nieustannie towarzyszył ekipie. Najbardziej odczuła to Teresa Stratas, zaangażowana do tytułowej roli. „Ja zawiniłem podobnie jak inni – napisał potem Zefirelli w swej autobiografii – każdy gest, o który prosiłem Teresę, i każdy szczegół interpretacji, był inspirowany wersją, którą przygotowałem z Callas przed laty”.
Teresa Stratas buntowała się, chciała być sobą, a nie kopią wielkiej gwiazdy. W końcu uciekła z Rzymu, gdzie kręcono zdjęcia. Zefirelli odnalazł ją w Londynie i film można było dokończyć. Kanadyjska śpiewaczka stworzyła w nim swą życiową kreację. Okazała się idealną Violettą Valéry, zwaną Traviatą. Wokalnie nie dorównuje innym wykonawczyniom tej roli, jednak przewyższa je szczerością i psychologiczną prawdą. Jest eteryczna, delikatna i od pierwszych scen naznaczona piętnem śmiertelnej choroby. Gdy poznaje, czym jest prawdziwa miłość, w jej oczach wciąż dostrzec można smutek. Wie bowiem, że szczęście jest ulotne.
Zefirelli nie miał natomiast kłopotów z odtwórcą roli Alfreda, ukochanego Violetty. Placido Domingo to artysta niesłychanie zdyscyplinowany. Na plan dojeżdżał z Buenos Aires, gdzie miał wcześniej zakontraktowane występy. A ponieważ w tym czasie wybuchła wojna brytyjsko-argentyńska o Falklandy i bał się, że rejsowe loty mogą zostać zawieszone, wynajął prywatny samolot, który czekał na niego w pogotowiu.
Domingo miał wówczas nieco ponad 40 lat. Może za dużo, by wcielić się w młodzieńca przeżywającego pierwszą miłość, ale na ekranie wygląda znakomicie. Każdym gestem, spojrzeniem potrafi pokazać zmienne emocje Alfreda, w śpiewie łączy dramatyzm z niesłychaną delikatnością.