— Mól książkowy, a z drugiej strony uczestnik życia społecznego. Doskonały piechur, miłośnik ptaków — tak charakteryzuje bohatera filmu prof. Zdzisław Łapiński znający go od ponad 40 lat.
Ale życie Michała Głowińskiego nie składało się tylko z radosnych chwil. Gdy zaczęła się II wojna światowa, miał pięć lat. Razem ze swą mieszczańską spolonizowaną rodziną znalazł się w getcie w Pruszkowie. Pozostał mu w pamięci tłok, ścisk i trupy leżące na ulicach. Z tamtych czasów pamięta także Umschlagplatz i słowo „selekcja”. Ocalony z Zagłady przez Irenę Sendlerową, deklaruje, że nie ma traumatycznych wspomnień związanych ze swym żydowskim pochodzeniem. Gdy jednak widzowie wsłuchają się uważnie w jego opowieści, dostrzegą wiele bolesnych fragmentów w tych wyznaniach.
Po wojnie ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jako krytyk literacki zadebiutował w 1954 roku recenzją o „Manfredzie” Adolfa Rudnickiego opublikowaną w „Życiu Literackim”. Od 1958 roku pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN. Od początku traktował to miejsce jako enklawę w PRL, było jego drugim domem.
— Byłem kronikarzem nowomowy przez blisko ćwierćwiecze — mówi w filmie profesor.
Tak Michał Głowiński określa swoją pracę nad opisem ówczesnego PRL-owskiego języka gazetowego, do którego materiałów dostarczała mu m.in. „Trybuna Ludu”.