Podobno ten imponujący rezultat już nie będzie poprawiony, bo 62-letni gwiazdor zapowiedział przejście na emeryturę.
Ostrzyżony na chłopca, zwalisty mężczyzna o łagodnych oczach i dużym nosie, z nieodłącznym papierosem marki Gauloise w dłoni, stał się ulubieńcem europejskiej widowni. Kochamy Depardieu za spontaniczność i nieodparty urok, za błyskotliwą inteligencję, której nikt by się nie spodziewał po facecie o wyglądzie pospolitego drągala, wreszcie – za nieokiełznany temperament, choć za jego sprawą ten znakomity aktor wiele razy pakował się w kłopoty.
Depardieu ma unikalną właściwość: jego wady i słabości w sprzyjających okolicznościach stają się zaletami. Ciągnąca się za nim czarna legenda awanturniczej młodości sprawiła, że zaczął być obsadzany w rolach rozrabiaków, które przyniosły mu popularność i sławę. Znaleźli się też reżyserzy, którzy odkryli i umieli wykorzystać jego komediowy potencjał.
Żadna rola nie pasowała do Depardieu tak dobrze jak Cyrano de Bergerac – niezbyt urodziwy szlachcic, żołnierz i poeta, bohater starej sztuki Rostanda, zekranizowanej w 1990 roku. Wzbił się tam na wyżyny: był przekonujący, wzruszający, po prostu – wielki. I za tę kreację dostał zasłużoną nominację do Oscara. – Cyrano jest jak tornado – mówił aktor. – Angażuje się od razu, bez zastanowienia, nie martwiąc się o to, czy nie zostanie zraniony. Pod tym względem jesteśmy do siebie podobni. Ja też mam w sobie coś z masochisty, zawsze podejmuję ryzyko, porywając się na rzeczy, które są coraz trudniejsze – w pracy i w życiu.
A jednak statuetka przeszła mu koło nosa. Tuż przed ogłoszeniem werdyktu wybuchł skandal. Magazyn „Time” opublikował wywiad, z którego wynikało, że Gérard jako dzieciak uczestniczył w gwałcie. Gwiazdor zdementował tę informację, tłumacząc, że jego słowa zostały źle przetłumaczone na angielski. Ale mleko już się rozlało. Nie było Oscara, został niesmak.