Miejsce akcji: biegun południowy – Antarktyda, gdzie zima trwa dziewięć miesięcy, a temperatura wynosi minus 40 stopni Celsjusza. Bohaterowie: pingwiny cesarskie przemierzające nieprzyjazny, niezamieszkany, skuty lodem obszar. Zwierzęta stworzone do pływania, na lądzie poruszają się nieporadnie. Ale opuszczają bezpieczny ocean i wyruszają w wycieńczającą wędrówkę po lodowcu. Każdego roku powtarzają ten sam rytuał. Wiele z nich zginie. Dokąd idą? Do Oamok, jedynego miejsca na świecie, gdzie mogą się rozmnażać.
Twórcy filmu przyznają, że chcieli opowiedzieć historię, o której nikt wcześniej nie słyszał. Pingwiny cesarskie zostały odkryte przez ludzi niespełna 100 lat temu, kiedy rozpoczęły się pierwsze wyprawy na biegun. Regularne badania tego gatunku zaczęto przeprowadzać dopiero w latach 50. XX wieku. – Pingwiny cesarskie pozostają dla nas obce, a ich ścieżki rzadko krzyżują się ze ścieżkami człowieka w bezkresnych przestrzeniach Antarktyki – mówi reżyser Luc Jacquet.
Filmowcy spędzili na biegunie 13 miesięcy. Początkowo zakładali, że nakręcą klasyczny dokument pokazujący zwyczaje godowe pingwinów. Zmienili jednak plany, decydując się na film z rozbudowaną narracją. Odeszli od czystej rejestracji faktów w kierunku fabularyzowanej opowieści. To dzięki temu dokument przyrodniczy stał się dramatyczną historią. Ma swoich bohaterów przeżywających sukcesy i porażki. Możemy im kibicować, podglądać charaktery, temperamenty. Dzięki sugestywnej narracji zaczynamy wierzyć, że pingwiny kierują się nie tylko instynktem, ale także uczuciami bardzo przypominającymi ludzkie emocje. Tym bardziej że podobnie jak my poruszają się po lądzie na dwóch nogach.
Pierwszy pingwin wyskakuje z oceanu na lód i niecierpliwie czeka na kolegów. Wkrótce jest ich już gromada. Jedni przygarbieni, inni wyprostowani wyruszają do Oamok. „Nawet najstarsze pingwiny nie pamiętają, by któraś z karawan się zgubiła” – mówi identyfikujący się z bohaterami narrator (w polskiej wersji Marek Kondrat). I rzeczywiście, pielgrzymi docierają do celu. Tu rozpoczyna się taniec godowy. Przyszli rodzice dobierają się w pary. Nie udaje się uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, tym bardziej że panów jest nieco mniej niż pań. „Nie przebierają specjalnie w kandydatach. Byle trzymał się na nogach” – komentuje narrator. Przez następne dziewięć miesięcy będą się łączyć, rozstawać i wspólnie karmić potomstwo.
Nagrodzony Oscarem „Marsz pingwinów” zarobił ponad 70 milionów dolarów. Stał się jednym z najpopularniejszych dokumentów w historii kina – więcej widzów obejrzało tylko film Michaela Moore’a „Fahrenheit 9/11”. Wszyscy, którzy nie widzieli dotąd tej opowieści, powinni koniecznie nadrobić zaległości.