Dwukrotny zdobywca Złotej Palmy – za „Ojca w podróży służbowej” i „Underground” – zaczął marzenia wcielać w życie. Kilka kilometrów od granicy z Bośnią, w zachodniej Serbii, zbudował wieś, którą nazwał Kustendorf. W miasteczku ze znakomicie wyposażonym kinem i biblioteką jest panem i władcą.
Organizuje festiwal filmowy, cieszy się urokami wiejskiego życia, z dala od zgiełku miejskich molochów. I jak podkreśla, sam dobiera sobie sąsiadów. Na razie, oprócz artysty, zamieszkali tam jego bliscy. „Jest dla mnie ważne, by połączyć życie codzienne i kino – podkreślał w rozmowie z »Le Figaro«. – Jestem szczęśliwy, gdy mogę pracować z rodziną.”
Reżyser stworzył wokół siebie sztuczny świat, bo ten ukochany, w którym czuł się jak u siebie, utracił. Urodził się w wieloetnicznym Sarajewie. Choć ojciec powtarzał, że są Serbami, Emir nie przywiązywał wagi do etnicznych i religijnych tożsamości. Dla niego wielonarodowy bałkański tygiel – zamknięty w granicach Jugosławii – był rajem. Wojna zabrała mu ojczyznę.
To wtedy Kusturica nakręcił „Underground”, narodową epopeję o historii i dramatycznym końcu Jugosławii. Świat i Europa były tym onirycznym freskiem poruszone, ale na Bałkanach wyklęto reżysera za jego nieskrywane projugosłowiańskie sympatie i mitologizowanie przeszłości. Od 1992 roku jest w Sarajewie uważany za persona non grata.
Coś się wtedy w jego twórczości zmieniło. Filmy Kusturicy zaczęły ewoluować w stronę baśni z pokrzepiającym morałem. Dobro zawsze triumfuje w nich nad złem, niewinność nad kłamstwem i moralnym zepsuciem. Jakby artysta uwierzył, że kino może zmienić rzeczywistość. Te coraz bardziej dydaktyczne opowiastki mają również wyraźne polityczne przesłanie. Stanowią bezpardonową krytykę kapitalizmu i ustrojowych przemian na Bałkanach, które – zdaniem Kusturicy – są podporządkowane kultowi pieniądza.