– Czego chcecie, chudzielce? – wydarła się żaba na ich widok, bo zawsze była nerwowa. – Szukamy żaby do kapeli – odpowiedziały bociany. – Okey – wypluła gumę. – Wchodzę w to.
Kapela szybko osiągnęła sukces. Żaba zdzierała gardło, śpiewając „Ból, syf dusi mnie. Jestem inna, czuję to. Nie zrozumie mnie już nikt. Wcale nie dbam o to, więc pieprz się! Milcz! Giń!”. A bociany wymiatały na gitarach.
Wkrótce o żabie zrobiło się głośno, starsi pomstowali, ale młodzi walili drzwiami i oknami. Żaba poczuła się mocna, więc kiedy odbierała branżową nagrodę, nie wytrzymała i z miną krokodyla rzuciła mięsem w stronę tych, przez których, jej zdaniem, nie uczyła się dobrze. Tak została gwiazdą.
Nic jednak nie trwa wiecznie, po kilku latach bociany zaczęły rozglądać się na boki, kapelę rozwiązano z powodu „rozbieżności wizji artystycznych”. Żaba chciała kumkać dalej, ale bez bocianów szło jej słabo. Wtedy los znów się uśmiechnął. Obok bajorka przejeżdżał na koniu książę Onet. Był rodzonym synem królowej Tefałeny, która okolicą rządziła niepodzielnie.
Książę rozpoznał dawną gwiazdę rocka, a że był oczytany, wiedział, co robić. Pocałował żabę, a ta, szast prast, zamieniła się w piękną królewnę. Tefałena polubiła ją niezmiernie od pierwszego wejrzenia. Wkrótce królewna Żabunia została uznana w okolicy za jeden z trzech największych talentów i zajęła się ocenianiem innych w telewizji.