Od lat między Izraelem i Palestyną toczy się spór o Strefę Gazy. Wszystkie towary, które są tu wwożone i wywożone zatwierdza urzędnik izraelskiego rządu, zwany Koordynatorem. Taka sytuacja trwa od 2007 roku. Zmienia się tylko lista z zakazanymi artykułami - ta z dozwolonymi nie istnieje. Po prostu - „co nie jest dozwolone, jest zabronione". Decyzje, nie dość, że podejmowane są arbitralnie, to jeszcze - na bieżąco, nie wiadomo, czego się można spodziewać. Obrońcy praw człowieka od kilku lat proszą bezskutecznie Koordynatora o listę dozwolonych towarów oraz o kryteria, na podstawie których, wyklucza się inne.
Tak na przykład 500 cielaków importowanych z Australii musiało pozostać na terenie Izraela, kiedy Koordynator ogłosił, że do Strefy Gazy nie wolno wwozić żywca (zgadza się tylko na mięso mrożone). Izraelski pośrednik kupił je na zlecenie przedsiębiorcy ze Strefy Gazy. Kupiec z Gazy zapłacił za cielaki z góry. Nie może ich sprzedać w Izraelu. Izraelski pośrednik, wysłał je więc do przygranicznego kibucu... W tej sytuacji hodowcy z Gazy są zmuszeni do przemytu bydła z Afryki.
Nie można też wwozić cieciorki ani palonych orzeszków ziemnych uchodzących za towary przekąskowe, a więc luksusowe. Luksusem jest też kiwi, bardzo lubiane przez Palestyńczyków z Gazy. A skoro lubiane - to trafiło na listę niedozwolonych owoców.
Z owocami jest największy kłopot, bo szybko się psują. Przedsiębiorcy zostali zmuszeni do wynajmowania magazynów na zatrzymane towary. Są wśród nich: chałwa, pasta czekoladowa, sok cytrynowy, a nawet mleko w proszku. Na lepsze czasy czekają zeszyty i płótno dżinsowe, a także buty.
Ze Strefy Gazy całkowicie zabroniony jest eksport. Tylko sporadycznie "w humanitarnym geście" - Koordynator zezwala na eksport kwiatów i truskawek.