„Piekarnia” Wojtka Klemma to widowiskowy dydaktyczny show. Emocjonalnie chłodny, za to porywający formalnie. Wyśmienita lekcja, jak posługiwać się słynnym brechtowskim efektem obcości, wpisanym w funkcjonalną, choć świadomie nieatrakcyjną scenografię i efektowny ruch sceniczny. Brecht powinien być z takiej inscenizacji zadowolony.
Tekst „Piekarni” powstał w latach 1929 – 1930, ale aktualnie może brzmieć także dzisiaj
Tekst „Piekarni” powstał w latach 1929 – 1930 u progu wielkiego gospodarczego kryzysu. Podyktowany przez społeczną wrażliwość autora, aktualnie może brzmieć także w pełnych niepokojów naszych czasach. Fabuła konsekwentnie zmierza do katastrofy. Jednoznaczna, krzycząca o sprawiedliwość, niczym pierwsza strona tabloidu.
Wdowa Queck (doskonała Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), matka pięciorga dzieci, utrzymuje się z usługiwania piekarzowi Meiningerowi (Zbigniew W. Kaleta). On jednak ją oszukuje, więc kobieta traci dach nad głową, potem dobytek, dzieci, a na koniec życie.
Do upadku wdowy przyczyniają się także karykaturalni straszni mieszczanie, zdolni do popełnienia każdej niegodziwości bezrobotni. Niesprawiedliwość wpisana jest w świat wdowy Queck, a jej los musi się dopełnić niczym w antycznej tragedii.