Bunt w podziemiu, czyli kudłaci hipisi na gliwickiej scenie

Magię "Hair" tworzy w Gliwicach młody i naturalny zespół. Jednak spektakl pozostawia niedosyt

Publikacja: 25.05.2010 19:29

"Hair"

"Hair"

Foto: materiały prasowe

Red

Szatniarze ubrani jak hipisi i zapach kadzidełek już w holu Gliwickiego Teatru Muzycznego wprowadzają w świat dzieci kwiatów. To trzecia w Polsce realizacja kultowego musicalu.

Żywiołowość, radość, spontaniczność w scenach zbiorowych, znakomity ruch sceniczny i choreografia są atutami widowiska, co widać zwłaszcza w finałowym songu "Let the Sunshine". Kolejnym plusem jest niepoddająca się upływowi czasu muzyka Galta MacDermota. Dla dzisiejszej młodzieży też jest ona porywająca. Nowy przekład libretta i tekstów piosenek Jamesa Rado i Gerome'a Ragni uwzględnia współczesny slang młodzieżowy i odwołuje się do naszych realiów. Gdyby jeszcze nie tłumiły tego przekazu siła decybeli i niechlujna artykulacja – byłoby idealnie.

Niedosyt pozostawia też indywidualizacja postaci. Charyzmę ma tylko czarnoskóry Hud (w tej roli Amerykanin Nick Sinckler), wyrazistą osobowość widać u Andrzeja Skorupy w roli Claude'a i Aleksandry Adamskiej jako Jeanie. Do perełek zaliczam pantomimiczną scenę w wojsku.

Wojciech Kościelniak był reżyserem polskiej premiery w Teatrze Muzycznym w Gdyni przed 11 laty. Teraz po raz drugi zmierzył się z "Hair". W Gliwicach nad głowami wielobarwnych, długowłosych chłopaków i dziewczyn unosi się plątanina rur. Kościelniak wprowadził komunę hipisów do podziemia. To chyba ukłon w stronę polskiego undergroundu z peerelowskiej rzeczywistości, czerpiącego soki z religii Dalekiego Wschodu i przejętej od amerykańskich hipisów wiary w siłę Ery Wodnika. Znak czytelny nie tyle dla młodych, ile dla pokolenia 50 plus, ale nadający tej inscenizacji historyczny rys.

Recepcję "Hair" u nas ukształtował głośny film Miloša Formana, i to na długo przedtem, nim poznaliśmy sceniczny pierwowzór. U Formana był to manifest pacyfizmu, wyrastający z niezgody na wojnę w Wietnamie, a przede wszystkim – hymn wolności, który silnie wybrzmiewał w zniewolonej politycznie Polsce. Film miał pełnokrwiste postaci, dobrze zarysowaną akcję i zdecydowanie lepiej niż sceniczny musical budował napięcie i wyzwalał emocje.

Gliwicki musical jest zaledwie zestawem luźno powiązanych scen i piosenek. Dramaturgiczne luki w libretcie reżyser próbował wypełnić, sięgając np. po formę teatru cieni czy improwizacje aktorskie czasem wymuszające reakcję publiczności. Niektóre sceny niepotrzebnie przerysował. Wprowadził też potrójną multiplikację postaci, charakteryzując w ten sposób pokolenie, przeciw któremu buntują się młodzi: ojca, matkę, nauczyciela (ten ostatni to upostaciowienie Hitlera).

Rozterka Claude'a – iść na wojnę czy nie – przybiera w scenach antywojennych formę operetkową, którą tłumaczyć może tylko narkotyczna wizja bohatera.

Reżyserskie zabiegi nie zawsze przynoszą dobry skutek. Broni się wymowa musicalu. Któż nie chce być wolny w społeczeństwie, które narzuca role i sposób postępowania? Kto nie chce kochać? Kto nie pragnie pokoju, nie godząc się na przemoc, wojnę, nietolerancję? Kontrkulturowy styl życia ma nadal moc uwodzicielską.

[i]Premiera 22 maja 2010 roku[/i]

Szatniarze ubrani jak hipisi i zapach kadzidełek już w holu Gliwickiego Teatru Muzycznego wprowadzają w świat dzieci kwiatów. To trzecia w Polsce realizacja kultowego musicalu.

Żywiołowość, radość, spontaniczność w scenach zbiorowych, znakomity ruch sceniczny i choreografia są atutami widowiska, co widać zwłaszcza w finałowym songu "Let the Sunshine". Kolejnym plusem jest niepoddająca się upływowi czasu muzyka Galta MacDermota. Dla dzisiejszej młodzieży też jest ona porywająca. Nowy przekład libretta i tekstów piosenek Jamesa Rado i Gerome'a Ragni uwzględnia współczesny slang młodzieżowy i odwołuje się do naszych realiów. Gdyby jeszcze nie tłumiły tego przekazu siła decybeli i niechlujna artykulacja – byłoby idealnie.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły