Cedrowa trumna, w jakiej pochowany został Jan Paweł II, stoi w centrum modowego wybiegu, otoczona sztucznymi kwiatami. Paweł Świątek z pomocą świetnego tekstu Tomasza Jękota stara się sportretować szaleństwo mutujących form kultury: to, jak dawne religijne rytuały zastąpił kult medialności i piękna, autokreacje na Facebooku i Twitterze. Świat, który z jednej strony nas męczy i irytuje, a z drugiej diabelsko kusi i podnieca. Niczym imponujący pokaz mody, stanowiący kanwę spektaklu Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Jękot stworzył postaci perwersyjne jak współczesność: opisuje modelki, tak jak kobiety w służbie Chrystusa. Zdecydowały się przecież na życie w modowym zakonie: wyrzekły się prywatnego szczęścia, ofiarowały światu spod znaku glamour. Ewa (Ewa Skibińska) pyta zmysłowym głosem: jestem zakondelką czy modelnicą?
Paradoks polega na tym, że młode piękności poszły na służbę dyktatorów mody, a stały się boginiami. Oszołomione medialną władzą, tak jak Bożena (Bożena Baranowska), ulegają pokusie wpływania na losy świata. Scenograf Marcin Chlanda zbudował im globalny amfiteatr. Przed widownią pyszni się połyskliwa biała rama wybiegu na kształt kościelnej nawy. W miejscu ołtarza trwa rewia życia i śmierci z pięknościami w kreacjach funeralnych, ale i bardzo sexy.
Największą wartością spektaklu jest to, że bez multimediów i rekwizytów Internetu pokazuje płynną, wirtualną naturę nowoczesności, która rozpina i zawiesza naszą egzystencję pomiędzy jednym a drugim portalem, czyli nigdzie. Znakomity jest monolog Małgorzaty Gorol, grany w rytmie póz modelki, podyktowanych błyskami flesza. Młoda dziewczyna opowiada, jak płakała po papieżu podczas sesji... erotycznego kalendarza Pirelli. Oto obraz naszych czasów. Duchowa i religijna wrażliwość nie ma szans w zderzeniu z hedonizmem, wyścigiem szczurów, a i płytkością refleksji.
Tekst Jękoty eksponuje też wywołane wielkimi wydarzeniami gesty na pokaz: chwilowy pokój między kibicami Cracovii i Wisły po śmierci papieża. Dlatego w spektaklu mówi się o jego pogrzebie jak o kolejnej medialnej mistyfikacji. Słynna scena z zamykającą się Biblią miała być zainscenizowana z udziałem wiatraka, a role światowych przywódców zagrali wystylizowani statyści. Sens przewrotnej uwagi jest następujący: tamta chwila była zbyt piękna – jak w reklamie, by mogła oddać prawdę o prawdziwym stanie naszych umysłów. Najlepsza sekwencja spektaklu pokazuje obecne na pogrzebie piękności z dłońmi złożonymi w znaku krzyża, maszerujące przez wybieg w rytm remiksu mszalnych śpiewów z placu św. Piotra. Kult piękna i życia przesłonił religijność. Sam stał się religią.