Jerzy Stuhr nie tylko spektakl reżyseruje, ale też wystąpi w jednej z głównych ról – Horodniczego, cwanego i żądnego władzy urzędnika. To jego druga interpretacja tej roli. Po raz pierwszy zagrał ją w 1980 roku w Starym Teatrze w Krakowie w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Jerzego Jarockiego.
– Na tamten czas był to bardzo ważny spektakl – zbliżał się stan wojenny, w powietrzu wyczuwalna była bardzo nerwowa atmosfera – wspomina Jerzy Stuhr. – Tamto przedstawienie było o władzy i jej strachu, że zostanie unicestwiona. Tematem naszego „Rewizora" także jest strach elity o władzę – tyle że o jej utratę. Jest jeszcze drugi strach – przed jakąś siłą, instytucją, mogącą nieodwołalnie zniszczyć karierę. Chciałbym także opowiedzieć o tym, że wszystkich można przekupić. Że moje pokolenie może być w cyniczny sposób wykorzystane przez młodych, a dla pewnych ich kręgów przestaje być jakimkolwiek autorytetem.
Na pytanie „Rz", co się zmieniło w rozumieniu postaci Horodniczego od czasu krakowskiego przedstawienia, Jerzy Stuhr odpowiada:
– Wtedy grałem młodego zielonego faceta, tu – podstarzałego liska chytruska. Wiek jest naturalnym kryterium zmiany myślenia. Tamten Horodniczy był niezwykle żywiołowy, miał ogromny temperament. Był cholerykiem, ekstrawertykiem, despotą. Jurnym bykiem. A tu jest stary wyjadacz polityczny, który nauczył się utrzymywać przy władzy wszelkimi możliwymi sposobami. Chciałbym jednak pokazać, że to postać i tragiczna, i żałosna. Kiedy Jolanta Dylewska, patrząc w wizjer kamery, mówi czasem, że tego Horodniczego w jakiejś scenie było jej żal, to czuję, że trafiam w struny, które chciałem poruszyć. Pamiętam u Jarockiego słynną kwestię: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie" – i jak strzelałem wówczas z dwóch wielkich rewolwerów do publiczności. Tym razem będzie inaczej...