Obecność w jury konkursowym Johna Stanisci, rysującego dla DC Comics i Marvela Spider-Mana, Batmana, Constantine czy X Files, ale mającego też karierę broadwayowskiego dramaturga, wiele mówi o tegorocznej edycji Festiwalu Szekspirowskiego. Pierwszej pod dyrekcją Agaty Grendy, po śmierci jego pomysłodawcy profesora Jerzego Limona.
Czaszka w dłoni
Nieodżałowany szekspirolog, wielokrotnie przypominający, jak dżuma rzutowała na życie elżbietańskich aktorów, zamykając teatry – sam zmarł na covid. Ale przecież był człowiekiem wielkiej witalności, dlatego spektakle festiwalu, w których dominowała muzyka, taniec, śpiew, były znamienną próbą wyzwalania wszystkich z pocovidowej żałoby. Taki karnawałowy, niedający się zdominować przez śmierć stosunek do świata, dał znać o sobie w spektaklu nagrodzonym Złotym Yorickiem, zaś nazwa nagrody jest teraz bardzo znamienna: Yorick to zmarły błazen, którego czaszka zostaje odkopana podczas przygotowań do pogrzebu Ofelli, zaś Hamlet, trzymając ją w dłoni, myśli o ulotności życia.
Nagrodę Złotego Yoricka jury pracujące pod przewodnictwem Jacka Kopcińskiego przyznało spektaklowi „Romeos & Julias unplagued. Traumstadt”, koproducji poznańskiego Polskiego Teatru Tańca i Bodytalk z Münster. To spektakl, w którym Romeo i Julia uśmierceni przez Szekspira, powracają do życia wbrew pandemii dzięki dramaturgowi Rolfowi Baumgartowi i choreografce Yoshiko Waki. Wymykają się z foliowych sześcianów i celebrują życie. Już sam tytuł wskazuje, że Romeów i Julii jest wielu, tancerki i tancerze łączą się w różnych konstelacjach. A jeśli miłosną tragedię rozgrywającą się w Weronie kojarzymy z baletem Prokofiewa, widzów czeka znaczące zaskoczenie. Z Prokofiewa słyszymy tylko motyw sceny balkonowej. Dominują glamowe uderzenia perkusji rapowa „Old Town Road” Lil Nasa czy iberyjskie brzmienia The Garden.
Przewrotnie zreinterpretowana jest scena z ojcem Laurentym, który miast podawać do ust komunię, rozdaje testy na covid, co jest przecież gestem afirmującym życie. Jego manifestem stają się też prywatne monologi artystów. Dzielą się wyznaniami o swoim życiu, marzeniami i artystycznymi planami na przyszłość. Nie poddają się. Wbrew pandemii żyją nadzieją. Spektakl, który miał premierę na Malta Festival, będzie można oglądać po wakacjach.
Kurator konkursu polskiego Łukasz Drewniak miał z czego wybierać, choć do dyspozycji dzieł wybitnych nie było. Ważny okazał się motyw querowy. W „Poskromieniu złośnicy” Jacka Jabrzyka z Teatru Zagłębie w Sosnowcu, nagrodzonej przez trójmiejskich dziennikarzy, poza szyderstwem z męskiego szowinizmu, który nie znosi kobiecej niezależności, ważny był temat skrywanej tożsamości seksualnej. Jabrzyk miał intuicję, gdy obsadził jednego z aktorów, który gra w spektaklu coming out, ponieważ gdy przedstawienie było prezentowane w Gdańsku, na Śląsku okazało się, że z aktorem łączony jest jeden z prawicowych starostów.