Kiedy osiem lat temu Stowarzyszenie Teatru Konsekwentnego po raz pierwszy zorganizowało Ogólnopolski Przegląd Monodramu Współczesnego, ta forma teatralna nie była w najlepszej kondycji.
– Na pewno monodram był w gorszej sytuacji niż jest teraz – opowiada Aldona Machnowska-Góra, jedna z organizatorek. – Potem nastąpił boom na monodram. Bo tani, w końcu opłaca się tylko jednego aktora, i porywały się na niego największe nazwiska.
[srodtytul]Dwa składniki[/srodtytul]
Najlepszy monodram, jaki widziała? „Jordan” w reżyserii Agnieszki Glińskiej, w którym występowała Dorota Landowska. Tekst mówił o dzieciobójczyni Sharon, która jest bezbronna wobec własnych wspomnień.
Zgadza się z nią Tadeusz Słobodzianek, dramatopisarz i dyrektor Laboratorium Dramatu, który wymienia jeszcze „To nie jest kraj dla wielkich ludzi” w wykonaniu Rafała Rutkowskiego z teatru Montownia, grany w klubokawiarni Chłodna 25 według tekstu i w reżyserii Michała Walczaka. Choć mówiąc o tym spektaklu bezkompromisowo obnażającym polską mentalność, częściej sięga się po określenie „one man show” niż monodram.