Twórcy widowiska stawiają też pytania wciąż ważne dla Polaków.Gdy na innych scenach szaleją inscenizatorzy nowej generacji i ze strzępków cudzych tekstów wykrawają autorskie wizje, Ateneum konsekwentnie broni staroświeckiego teatru. Wystawia sztuki z wyrazistą akcją i naturalnie prowadzonymi dialogami. Aktorzy zaś mają budować postaci oparte na psychologicznej prawdzie, a nie obnażać rozedrgane emocjami dusze.
Ateneum chętnie sięga do dorobku Ronalda Harwooda, gdyż brytyjski twórca umie pisać takie teksty, czego dowodem polskie sukcesy jego “Garderobianego”, “Za i przeciw”, “Herbatki u Stalina” czy “Kwartetu”. Bohaterami są często autentyczne postaci, lecz Harwood nie pisze zwykłych sztuk biograficznych. Wybiera sytuacje trudne, zmuszające do moralnie niejednoznacznych wyborów.
Tak jest i w “Kolaboracji”. Dobiegający już siedemdziesiątki słynny w świecie Ryszard Strauss chce napisać nową operę. Autorem libretta “Milczącej kobiety” ma być inna wielka indywidualność – Stefan Zweig. Ale w Niemczech rządzi Hitler, a pisarz jest Żydem. Kompozytor staje w obronie przyjaciela i wbrew decyzjom nazistów nazwisko Zweiga pojawi się na afiszu prapremiery dzieła. Strauss wygrywa batalię, lecz to krótkotrwały sukces. Po trzech przedstawieniach “Milcząca kobieta” znika ze sceny, dalsza współpraca z pisarzem okazuje się niemożliwa, a zamiast niej należy zrealizować zamówienie złożone przez nazistów. Stawką w rozgrywce artysty z reżimem jest los jego ukochanych wnuków, po matce pół-Żydów.
Ronald Harwood umiejętnie dozuje napięcie, w drugiej, lepszej części spektaklu wydarzenia nabierają dramatycznego przyspieszenia. Reżyser Tomasz Zygadło tak prowadzi aktorów, by mogli zbudować efektowne role. Z szansy skorzystał Sławomir Holland w przejmująco ukazanym wizerunku Zweiga. Krzysztof Gosztyła obdarzył Straussa zbytnią dawką histerii, momentami nadając kompozytorowi cech niemal karykaturalnych. Dobrze zaś wspierały ich Marzena Trybała i Małgorzata Pieńkowska jako życiowe partnerki obu twórców.
Gdy na scenie pojawia się hitlerowski dygnitarz (sugestywny Łukasz Nowicki), razem z nim wkracza konkret historii. Ale wrażliwy widz w “Kolaboracji” odnajdzie nie tylko los Ryszarda Straussa, który uważał, że muzyki nie ubrudzi żadna ideologia, a stał się osobą ważną dla pogardzanego przez niego reżimu. Podobne dylematy znajdziemy w życiorysach wielu polskich twórców, może zatem dokonując rozliczeń z niedawną przeszłością, powinniśmy unikać łatwych wyroków.