Rz: W swoim teatralnym "Błądzeniu'' zawarł pan – jak ocenił Jerzy Jarzębski – samą esencję twórczości Gombrowicza. Jak powstawał ten spektakl?
Jerzy Jarocki:
Nosiłem się z tym pomysłem długo. Omawiałem projekt z Jerzym Jukiem Kowarskim i nawet pierwszą wersję, jeszcze pod tytułem "Błądzenie po peryferiach", rozpoczęliśmy swego czasu w Teatrze Drama- tycznym, ale ostatecznie zrealizowałem go w Teatrze Narodowym w 2004 roku z Andrzejem Witkowskim. To nie tyle próba syntezy, ile impresja. Próba refleksji nad specyficznymi cechami pisarstwa Gombrowicza przewijającymi się przez wszystkie gatunki jego twórczości: w prozie, teatrze i w "Dzienniku". I organicznie związanymi z jego życiem. Świadome, ale i półświadome dwustronne przenikanie.
Skąd tytuł "Błądzenie"?
Nawiązywał on do cytatu z tomu "Dziennika 1957 – 1961": "20.15 w tramwaju: Ja to nazywam "Błądzeniem na peryferiach" w poszukiwaniu... ciągłe trudzenie się na pograniczu, żeby coś... Próba budowania (...) wzniesienia tam dalej ołtarza jakiegokolwiek, w byle jakim miejscu... Ach, takie czepianie się byle czego!". Ale "błądzenie" to nie tylko często używane przez Gombrowicza słowo, ale – podobnie jak określenie "labirynt" – figura określająca nie do końca sprecyzowaną sytuację twórczą, w której artyści się poruszają. Czasami nawet lubią w niej tkwić! Dla mnie ten tytuł przy konstruowaniu przedstawienia był pomocny.