Rzecz rozgrywa się na prowincji, w wielkim domu zamieszkiwanym przez trzypokoleniową rodzinę. Babcia Lili (znakomita Halina Łabonarska) jest śmiertelnie chora, ale zamiast przejmować się dietą i zaleceniami lekarzy, woli korzystać z życia, czerpiąc radość z małych przyjemności.
Niefrasobliwość starszej pani starają się okiełznać wnuczki: Judyta (Edyta Olszówka), Róża (Monika Buchowiec) i Monika (Katarzyna Kołeczek). W życiu nauczyły się liczyć wyłącznie na siebie. Ich matka 15 lat temu porzuciła bliskich i wyjechała do Londynu. Jej mąż Patryk (Wojciech Wysocki) dotąd nie pogodził się z jej odejściem i topi smutki w alkoholu. W domu jest snującym się po kątach cieniem, a nie głową rodziny, na której można polegać.
Nie ma tu wielkich dramatów. Są codzienne, zwyczajne problemy, pragnienia i lęki. Z jednej strony poszukiwanie akceptacji, potrzeba bliskości, czułości, seksualnych uniesień, a z drugiej – strach przed odrzuceniem, ośmieszeniem, samotnością i śmiercią. – Uważam, że ludzie nie powinni ze sobą rozmawiać, a tym bardziej wpływać na życie i decyzje innych. Uważam, że ludzie powinni żyć w klatkach – mówi zgorzkniały alkoholik Patryk.
Ale i on podobnie jak pozostali bohaterowie spróbuje stawić czoło własnym uprzedzeniom, otworzyć się na świat i innych. Kobiety naznaczone piętnem odrzucenia będą się musiały nauczyć ufać mężczyznom. Mają szczęście, bo Jan (Marcin Dorociński) i Grzegorz (Cezary Kosiński) to wyrozumiali faceci. W finale śmierć przyniesie oczyszczenie, a miłość dostanie swoją szansę. Jak w greckiej mitologii rządzić będą dwie wielkie siły: Eros i Thanatos, tyle że przeniesione do naszego zwyczajnego świata.
Debiutancka sztuka Rebecki Lenkiewicz, angielskiej aktorki i dramatopisarki, miała premierę w lipcu 2004 roku w Londynie. Dobrze, że Piotr Trzaskalski, reżyserując sztukę dla Teatru Telewizji, zrezygnował z jej angielskiego kontekstu. Bohaterowie noszą polskie imiona. Gdy spacerują nad brzegiem rzeki, krajobraz przypomina okolice Narwi. Wyjazd matki do Londynu w czasach powszechnej emigracji na Wyspy pasuje do polskiej wersji jak ulał. Dzięki temu zabiegowi bohaterowie wydają się bliżsi, ich rozterki prawdziwsze. Warto poświęcić im uwagę...