[b]W czasach, kiedy teatry borykają się z problemami finansowymi, a na niektóre seanse nie sprzedaje się nawet połowa biletów, Roma kwitnie. Nie tylko się rozwija, ale także jest w stanie na siebie zarobić. Jak to się dzieje?[/b]
Dajemy z siebie 100%. Nasze musicale muszą być idealne pod każdym względem, żeby mogły konkurować z filmem czy telewizją. Często powtarzam, że jedną nogą jesteśmy na West Endzie, a drugą na Nowogrodzkiej. Doskonale zrobiony musical potrafi przyciągnąć ogromną widownię. Gdybyśmy na każdym przedstawieniu nie mieli kompletu na widowni, trudno byłoby się nam utrzymać. Dotacja od miasta to 10 mln zł rocznie, z czego ok. 2,5 mln idzie na czynsz, jaki płacimy właścicielowi budynku. Pozostałe 7,5 mln pochłaniają koszty eksploatacji budynku i pensje dla pracowników. To dzięki zyskom ze sprzedaży biletów możemy sobie pozwolić na wystawianie kolejnych przedstawień. „Upiora w operze” wystawiliśmy częściowo z pieniędzy zaoszczędzonych na dochodzie z „Kotów” i „Akademii Pana Kleksa”, a częściowo dzięki wsparciu sponsorów.
[b]„Upiór...” to ogromny sukces Romy. [/b]
Dość powiedzieć, że od marcowej premiery na 170 przedstawieniach mieliśmy przeciętnie ponad 100% sprzedanych miejsc. Ponad 100%, bo na każdy seans oprócz kompletu biletów sprzedawaliśmy też wejściówki na miejsca stojące. Bilety mamy sprzedane do końca stycznia i już wiemy, że „Upiora...” będziemy grać co najmniej do końca 2009 r.
[b]15 listopada br. wydali Państwo płytę z piosenkami z „Upiora…”, którą można kupić w większości sklepów płytowych. Ze strony internetowej teatru można też ściągnąć dźwięki do telefonów z utworami z musicalu. Czy liczy Pan, że musical zdobędzie w Polsce tak wielką popularność, jak np. we Francji, w której piosenki z musicali wchodzą na listy przebojów?[/b]