Przez cały rok nie jesteśmy w tej sztuce potęgą, publiczność ze świata nie ściąga na nasze spektakle. Ale gdy zaczyna się lato, następuje w Polsce cudowna przemiana. Trudno wskazać kraj w Europie z takim nagromadzeniem operowych premier w plenerze.
Początek dała w ostatni weekend „Turandot” Giacoma Pucciniego na żużlowym Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Rywalizowała z „Nabucco” w bytomskich Dolomitach, gdzie atrakcją miało być 30 koni na scenie. W najbliższy piątek odbędzie się pierwsze z sześciu przedstawień „Cyganerii” na terenach Gazowni w Poznaniu, a wkrótce potem – „Traviata” w toruńskiej Fosie Zamkowej.
Oprócz tego za tydzień mamy operowe koncerty: turniej tenorów na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, arii świata na Wawelu, a 9 lipca – wagnerowski przed Domem Zdrojowym w Sopocie. Ten ostatni organizowany niejako zastępczo: remont Opery Leśnej uniemożliwił przygotowanie całego dramatu Wagnera.
[srodtytul]Debiut na murawie[/srodtytul]
Wrocław był pierwszy już 12 lat temu, gdy każdy akt „Toski” zainscenizował w innym punkcie miasta. I nadal jest w awangardzie: nikt dotąd nie przeniósł opery na stadion. Powstała największa w Polsce teatralna scena i widownia, trzy przedstawienia „Turandot” miały około 30 tysięcy widzów.