Jan Bończa-Szabłowski
Wrodzona muzykalność reżysera Iwana Aleksandre, poczucie stylu, pamięć muzyczna i takież wykształcenie łączyły się w realizacji z temperamentem i darem narzucania swej koncepcji aktorom. Pan Aleksandre pietysta realizmu historycznego z dość miernym doświadczeniem reżysera dramatu czuł się najpewniej w Teatrze Polskim jak olbrzym, który krew geniusza zapuścił w mdłe ciało dramatu i utrzymał je przy życiu. Aktorów imć pana Seweryna ostrzegał przed zbytnim eksperymentatorstwem.
Niejeden widz głęboko cierpiał i w poczuciu tego cierpienia giął się z bólu, a jednak się nie złamał, a dwie i pół godziny wytrzymał.
Ani pora spóźniona, — przez kontrolę zaproszeń, ani dzień niedogodny, — bo tuż przed świętami, nie zdołały powstrzymać naszej publiczności od oddania hołdu panu Sewrynowi, jednemu z najlepszych naszych aktorów, że na taki eksperyment się zdecydował.
Na widowni kwiat inteligencji... Z ócz bije wyczekiwanie na kolejną premierę... Siedzą młodzi panowie w poprawnie ściętych garniturach, siedzą starsi z siwym już włosem, siedzą młode eleganckie damy. Ba w prosceniowych lożach stoją nawet tu i ówdzie prosceniowe matrony. A na scenie — obok ensamble„u Teatru Polskiego — nowe nabytki dyrektora Andrzeja Seweryna.