Zaczęło się tuż po premierze w 2004 r. Do katowickiego Teatru Korez z całego Śląska zaczęły przyjeżdżać autokary. – Ale artystyczna bomba wybuchła dopiero, gdy spektakl "pobłogosławił" Kazimierz Kutz – mówi "Rz" Robert Talarczyk, reżyser. – Uznał go za wydarzenie i mówił, że gdyby był młodszy, wziąłby się do ekranizacji. Były na to jakieś pieniądze, ale pomysł filmu utknął na etapie scenariusza.
Spektakl zagrano już 370 razy, na Śląsku jest pozycją obowiązkową. – Ludzie oglądają go po kilka razy. A ci, którzy jeszcze nie widzieli, i tak o nim mówią. "Cholonek" jest kultowy. I mobilny – wyjaśnia Talarczyk. Aktorzy Korezu często są w trasie. W piątek, 3 czerwca, dadzą dwa spektakle w warszawskim Teatrze Polonia.
"Cholonek" to adaptacja autobiograficznej książki "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny" Hoersta Eckerta znanego jako Janosch. – Miał być Janusz, ale urzędnik zastosował niemiecką pisownię – mówi Talarczyk. Prawdopodobnie, bo o Janoschu niczego nie wiadomo na pewno. Autor książek, malarz, ale przede wszystkim twórca uwielbianych przez dzieci ilustrowanych bajek o misiu i tygrysku, jest enigmatyczną postacią i na poczekaniu zmyśla różne wątki swej biografii. Najpewniej urodził się w 1931 r. w Zabrzu, dorastał w familoku. Jego ojciec był hutnikiem, miał słabość do bimbru i ciężką rękę. Janosch, mając 13 lat, rzucił szkołę, zaczął pracować jako ślusarz. Przed wojną rodzina zatajała istnienie polskich przodków, w 1945 r. zaś ich niemieckie korzenie stały się przyczyną wysiedlenia do Niemiec. Teraz Janosch mieszka na Teneryfie. W skromnej chacie, sypia w hamaku. – Obraził się na Niemców, uznał, że są kretynami. O Polakach pewnie z czasem mówiłby to samo – ocenia Talarczyk. Przyjechał obejrzeć adaptację "Cholonka". Był zachwycony, mówił, że chce się zestarzeć w Zabrzu. Władze miasta natychmiast zaoferowały M4. Ale Janosch wrócił na Teneryfę.
Jako autor bajek debiutował w latach 60., "Cholonek" zaś ukazał się w roku 1970. – To był gorący tytuł, na Śląsku wszyscy go czytali – wspomina Talarczyk. Książkę wznowiono tylko raz – w latach 80. Dziś bardzo trudno ją dostać. Janosch ukazał przemijanie starego Śląska; akcja zaczyna się dowcipnie, w międzywojniu, a kończy tragicznie – wkroczeniem wojsk radzieckich i wysiedleniem ludności. – Książka była odpowiedzią na filmy Kutza gloryfikujące Ślązaków jako walczących o Polskę z bronią w ręku. Janosch pokazał ich z żabiej perspektywy jako ludzi koniunkturalnych – wyjaśnia Talarczyk, który przygotował teatralną adaptację, przekładając książkę napisaną po niemiecku na gwarę. – Bohaterowie często zachowują się podle albo co najmniej kontrowersyjnie. Jeden zapisuje się do NSDAP, żeby mieć lepszą robotę i mieszkanie po Żydzie.