Precyzyjnie skonstruowana opowieść o miłości dopełniającej życie i o iluzjach, dzięki którym – jak się wydaje – łatwiej żyć.

Sztuka wyreżyserowana w Warszawie przez Agnieszkę Glińską rozpisana jest na dwa małżeństwa. W ciągu półtorej godziny opowiadają o mocno pogmatwanych relacjach.

Wyrypajew staje się w tym utworze godnym następcą Czechowa i Dostojewskiego. Finezyjnie potrafi mówić o drzemiącej w każdym z nas potrzebie miłości i akceptacji. W swej „metafizyce złudzeń" zwraca uwagę, że iluzje, jakich człowiek desperacko się chwyta, potrafią czasem zrujnować życie. W tej pełnej niuansów opowieści ból istnienia okraszony jest szczyptą humoru, a dramat – nutą melancholii.

Przedstawienie potwierdza absolutny słuch Iwana Wyrypajewa na problemy współczesnego człowieka, jego tęsknoty, dramaty niespełnienia. W spowiedzi życia czwórki bohaterów autor kontynuuje swój sen o miłości, Bogu, piekle, wolności i szczęściu.

Publiczność Teatru Na Woli słucha jak zahipnotyzowana. To także zasługa precyzyjnej reżyserii Agnieszki Glińskiej i znakomitego aktorstwa Doroty Landowskiej, Dominiki Ostałowskiej, Łukasza Lewandowskiego i Krzysztofa Stroińskiego oraz granej na żywo muzyki Ygora Przebindowskiego. Wychodząc z teatru, usłyszałem, jak grupa starszych ludzi nie kryła zdziwienia: „Skąd trzydziestoparolatek może tyle wiedzieć o życiu?". Też się zastanawiam.