Można mieć wątpliwości, czy po fascynującej obsypanej nagrodami wersji „Braci Karamazow” Janusza Opryńskiego, a mając w pamięci legendarne spektakle Jerzego Krasowskiego czy Krystiana Lupy, da się coś jeszcze wydobyć z utworu Dostojewskiego? Okazuje się, że tak.
Jacek Orłowski w spektaklu „Karamazow” łódzkiego Teatru im. Jaracza inaczej stawia akcenty niż Opryński, jego przedstawienie jest niezwykle ascetyczne. Daje to możliwość głębszego wsłuchania się w tekst w nowym tłumaczeniu Krzysztofa Kopki.
Opowieść Orłowskiego zamyka się wyłącznie w kręgu Fiodora Karamazowa i jego synów, kobiety pojawiają się jedynie w ich opowieściach. Reżyser nie poprzestaje na próbie ukazania dwuznacznej gry namiętności i racji rozumu wpisanej w rosyjski żywioł. Próbuje wyzwolić bohaterów z okowów duszy rosyjskiej. Ukazuje ich w szerszej perspektywie.
W powieści postawy Karamazowów mają znaczenie symbolu. Fiodor uosabia pożądliwość, Iwan – egoizm, Dymitr – niepohamowanie instynktów, a Alosza – moralną czystość graniczącą z naiwnością. W spektaklu nie ma tak wyraźnych podziałów.
Alosza (Hubert Jarczak), choć sprawia wrażenie jurodiwego idealisty, w rozmowie z braćmi potrafi odsłonić szatańskie oblicze, a bardzo często zwyczajną próżność. Tę niejednoznaczność braci jeszcze dobitniej akcentuje Dymitr (Przemysław Kozłowski). Za silną osobowością, czasem bezwzględnością, skrywa umiejętnie wrażliwość, której wyraźnie się wstydzi.
Iwan (Marek Nędza) chce sprawiać wrażenie chłodnego intelektualisty. Ma jednak świadomość, że jego bunt przeciw zniewalającej idei Boga i nieśmiertelności wiedzie go w stronę skrajnego negatywizmu. Każdy z aktorów, choć świetnie wywiązuje się z powierzonego zadania, mógłby zagrać role innego z braci, bo wszyscy tworzą tę samą, wielowymiarową postać bliską każdemu z nas.
Wielką kreację stworzył Bronisław Wrocławski jako stary Karamazow. Jego Fiodor jest demiurgiem. Patrzy z uśmiechem na poczynania synów, bo nie ma złudzeń, że żaden z nich nie ucieknie od przeznaczenia, a w przyszłości będzie taki jak on. Lekceważenie przez niego nakazów boskich to świadoma gra, badanie granic wolności, a nie konsekwencja ulegania własnym popędom. Fiodor Wrocławskiego nie uosabia jedynie duszy rosyjskiej, jest Europejczykiem z krwi i kości. Nie ma złudzeń, że świat się stacza po równi pochyłej.