Skąd pomysł na to, by działalność TR Warszawa współfinansowało Ministerstwo Kultury?
Ponieważ jesteśmy teatrem, który promuje polską kulturę. Niedawno byliśmy w Australii z „Nosferatu" na Adelaide Festival, później na Rainbow w Petersburgu. Wybieramy się do Nowego Jorku na New Wave Festival, dostaliśmy zaproszenie do Hongkongu. Po Edynburgu wyliczyliśmy, ile trzeba by było wydać z budżetu Skarbu Państwa, gdyby Polska chciała sobie zrobić w Anglii promocję taką, jaką my zrobiliśmy premierą „Makbeta". Zsumowaliśmy koszt billboardów, powierzchni w gazetach, takich jak „Guardian", czas antenowy w BBC, wyliczyliśmy, ile razy padło słowo Warszawa, i wyszło nam, że kosztowałoby to 200 tys. funtów.
Minister Bogdan Zdrojewski stwierdził, że współprowadzenie TR Warszawa przez Ministerstwo Kultury to ostateczność. Czy ma pan jakiś plan B?
Propozycja skierowana do ministerstwa jest planem B. Planem A jest finansowanie działalności artystycznej teatru przez miasto. Staram się nie pisać czarnych scenariuszy. Właściwie to plan C mamy teraz. Gorszą sytuację trudno jest mi sobie wyobrazić. Następuje dekapitalizacja teatru. Brakuje planów, umów, nie wypłaciliśmy wynagrodzeń pracownikom.
Nie podpisał pan nowego kontraktu zaproponowanego przez miasto, ponieważ jego warunki były pana zdaniem nie do przyjęcia. Co najbardziej przeszkadzało?