Ubiegłoroczne powtórki dawnej „Kobry" tak spodobały się widzom, że TVP Kultura postanowiła pomysł powielić w tym roku. O ile jednak zeszłego lata śledziliśmy poczynania inspektorów Scotland Yardu lub amerykańskich detektywów, którzy tropili morderców wśród angielskich dżentelmenów i filmowców Hollywood, tym razem zostaniemy w kraju. Tu zaś miała czym się wykazać milicja.
O literaturze kryminalnej z czasów PRL-u można by było długo opowiadać. Problemem podstawowym było oczywiście umiejscowienie przestępców w społeczeństwie zgodnie umacniającym socjalistyczną ojczyznę (tak przynajmniej twierdziła oficjalna propaganda). Role czarnych charakterów powierzano więc często przedstawicielom obcych wywiadów, którzy chcieli wykraść wynalazki będące wytworem polskiej myśli technicznej. Szpiedzy starali się też przeniknąć do obiektów wojskowych lub zakładów przemysłowych pracujących na rzecz naszej armii. To było tematem pokazanego już spektaklu Kobry „Czwarty manekin", choć nie wyjaśniono w nim, jakich tajemnic szukał w ludowym wojsku warszawski taksówkarz, a w rzeczywistości agent obcego wywiadu.
Akcja toczyła się również często w środowisku biznesowym, zwanym w PRL prywatną inicjatywą. W „Amerykańskiej gumie do żucia Pinky" zamordowany zostaje właściciel lodziarni w wakacyjnej miejscowości nad Bałtykiem. Zbrodnie i kradzieże zdarzały się też wśród zamożnej inteligencji – inżynierów z biur projektowych, prawników, naukowców (spektakl „Brydż") lub wśród ludzi ogarniętych hazardem („Szafir jak diament"). Choć w tych spektaklach tego nie widać, przedstawicieli wszystkich tych środowisk władza zaliczała do ideologicznie niepewnych.
Każdą kryminalną zagadkę potrafili jednak rozwikłać przedstawiciele MO: inteligentni, sympatyczni oficerowie w stopniu kapitana lub majora. W telewizyjnych widowiskach w ich role wcielali się lubiani przez widzów aktorzy, jak np. Janusz Zakrzeński w „Śmierci w samochodzie" czy Ryszard Bacciarelli w „Szafirze jak diament".