To, co wydaje się absolutnie niemożliwe, stało się faktem na scenie Opery Nova w Bydgoszczy. Robert Bondara udowodnił, że da się przełożyć na język tańca polityczno-filozoficzne rozważania Czesława Miłosza, pełne demaskatorskiej pasji i osobistych wyznań.
Nie jest to jednak adaptacja, jedynie inspiracja tekstem. Zresztą Robert Bondara ma niespełna 30 lat, jego pokolenie czyta "Zniewolony umysł" inaczej niż to było kilka dekad wcześniej. Młodych nie ekscytuje fakt, że pod postaciami Alfy, Delty czy Gammy Miłosz przedstawił swoich przyjaciół: Andrzejewskiego, Putramenta i Gałczyńskiego, demaskując ich przywary i słabości. W bohaterach książki choreograf dostrzegł za to postawy ludzi, których władza albo niszczy, albo korumpuje. Są tacy w każdej epoce i w różnych systemach opresyjnych.
Bondara nie pokazuje życia w Polsce rządzonej przez komunistów i to należy uznać za zaletę, bo balet nie znosi dosłowności. Jest sztuką idei, uczuć, emocji. "Zniewolony umysł" czytany dzisiaj potwierdza wnikliwość Miłosza, który opisał mechanizmy, jakimi posługuje się każdy system totalitarny.
Od czasów Maurice Béjarta i jego "Symfonii samotnego człowieka" z 1955 roku balet nieraz udowodnił, że potrafi stanąć w obronie jednostki. Spektakl Opery Nova wpisuje się w ten nurt z postacią Mi jako alter ego Miłosza. Nie może on pogodzić się z rzeczywistością, a nie ma w sobie dość siły na jawny bunt (dobry Tomasz Wojciechowski).
Choreograf opowiedział swą wersję "Zniewolonego umysłu", posługując się językiem nowoczesnego tańca, prostymi symbolami i muzyką Philipa Glassa i Wojciecha Kilara. Zrealizował spektakl o czytelnej narracji, wyrazistej dramaturgii, pomysłowej scenografii, mając za partnera świetnego reżysera świateł (Maciej Igielski).