Zakończony właśnie w Warszawie Festiwal Teatrów Tańca Zawirowania poświęcony był przede wszystkim konfrontacji Europy z Afryką, z Bliskim i Dalekim Wschodem, co ożywiło tę imprezę. Gdyby nie to, na ósmej edycji znów pozostalibyśmy w kręgu tych samych idei, pomysłów i rozwiązań.
Nie jest to zarzut pod adresem organizatorów, w takiej sytuacji znalazł się współczesny taniec. Masom kojarzy się raczej z telewizyjnymi zabawami celebrytów bez żadnego innego zajęcia, gdy tymczasem jest sztuką, która żyje świetnie bez zainteresowania mediów. Ma swoją młodą publiczność, a przede wszystkim otworzył się dla wszystkich chętnych.
Gdzie te czasy, gdy taniec był zajęciem dla wtajemniczonych, przez lata zgłębiających tajniki jednej z jego technik, a widzowie i krytycy niczym sędziowie sportowi oceniali popisy za wartości techniczne i wrażenia estetyczne. Taniec wchłonął każdy rodzaj ruchu człowieka, także tego prostego, wykonywanego w codziennych czynnościach, a do wyjścia na scenę zachęca wszystkich. Dowodem tego były „Kobiety" Pauliny Święcańskiej, rodzaj zbiorowej improwizacji przygotowanej wspólnie z amatorkami tańca na finał Zawirowań.
Skoro jest tak dobrze, gdy ciągle powstają nowe grupy tańca współczesnego, a zainteresowanych przybywa na scenie i na widowni, to skąd biorą się powody do narzekania? Być może z faktu, że absolutna wolność nie gwarantuje pełni szczęścia.