Podatki, zwłaszcza te dotyczące biznesu, nie są proste i już nie będą. Dlatego właśnie od niemal 30 lat istnieje zawód doradcy podatkowego. Niełatwy, wymagający stałego aktualizowania wiedzy i praktyki. Reguluje go ustawa, a w niej wyraźnie wskazano: doradco, pracujesz dla tych, którzy płacą podatki. „Będę się kierował dobrem swoich klientów z całą sumiennością i rzetelnością” – ślubuje każdy doradca podatkowy u progu swojej drogi zawodowej.
Fiskus potrafi opróżnić kieszeń firmy. Czy doradcy powinni im pomagać?
Z drugiej strony jest fiskus. Wyposażony w coś groźniejszego niż wiedza o podatkach: we władzę. Czasem potrafi mocą tej władzy opróżnić kieszeń firmy, a nawet doprowadzić ją do bankructwa.
Zdarza się jednak, że ta wiedza jest dość słaba, zwłaszcza gdy rolę fiskusa pełni gmina. Na przykład co do podatku od nieruchomości. On też bywa skomplikowany, a wiele gmin, zwłaszcza tych uboższych, nie ma wśród swoich urzędników specjalistów od tych spraw. Ale władzę mają.
I tu niektórzy doradcy podatkowi zwąchali konfitury. Pracują dla takich gmin, czyli dla kogoś, kto podatki pobiera, a nie płaci. Innymi słowy: dostarczają broń na drugą stronę barykady. W konkretnych sprawach konkretnych podatników. I bynajmniej nie robią tego za darmo. No cóż, pecunia non olet.