Reklama

Samotność w Białym Domu

Chaos w działaniach Donalda Trumpa jest taki, że nawet republikanie z niepokojem zastanawiają się, co dalej będzie.

Aktualizacja: 05.03.2018 14:53 Publikacja: 04.03.2018 17:44

Hope Hicks od kilku lat była jednym z najbardziej zaufanych współpracowników Donalda Trumpa (zdjęcie

Hope Hicks od kilku lat była jednym z najbardziej zaufanych współpracowników Donalda Trumpa (zdjęcie z grudnia 2016). Teraz ustąpiła ze stanowiska dyrektor ds. komunikacji w Białym Domu.

Foto: AFP

Korespondencja z Nowego Jorku

– Nieustanne zmiany w personelu i ciągłe afery sprawiają, że administracji Donalda Trumpa trudno przyciągnąć uwagę kraju do pozytywnych działań. A na poziomie agencji rządowych administracja naprawdę wykonuje dużo dobrej roboty – powiedział Alex Conant, były rzecznik prasowy Krajowego Komitetu Republikańskiego.

Ubiegły tydzień oceniany jest przez prasę głównego nurtu jako szczególnie burzliwy w Białym Domu. O swoim planowanym odejściu poinformowała Hope Hicks, dyrektor ds. komunikacji. Jej rezygnacja jest interpretowana jako konsekwencja przesłuchania przed kongresową komisją ds. wywiadu, podczas którego powiedziała, że w ramach swojej pracy dla Trumpa dopuszczała się niewielkich kłamstw. Mocno zdenerwowało to prezydenta, który pytał: „Jak mogła być tak głupia?".

Pół setki dymisji

Mimo młodego wieku i braku wcześniejszego doświadczenia w polityce 29-letnia Hope Hicks przez ostatnie trzy lata jak mało kto cieszyła się ogromnym zaufaniem prezydenta i sympatią. Uchodziła za jednego z niewielu pracowników Białego Domu, którzy rozumieli osobowość i styl ekscentrycznego prezydenta oraz umieli wpłynąć na zmianę jego poglądów albo załagodzić gniew.

Gdy John Kelly obejmował stanowisko szefa administracji w Białym Domu, to ona miała większy dostęp do gabinetu prezydenta niż ktokolwiek inny. Gdy leciały głowy najpierw w sztabie wyborczym, a w ostatnim roku w Białym Domu, Hicks niezmiennie utrzymywała się u boku prezydenta.

Reklama
Reklama

Teraz jest już czwartym dyrektorem ds. komunikacji w zaledwie 13-miesięcznej kadencji Donalda Trumpa, który opuszcza to stanowisko. Jest też jedną z ponad 50 osób, które zrezygnowały z pracy w administracji Donalda Trumpa, zostały zwolnione albo przeniesione na inną pozycję. To niebezpiecznie duża rotacja, która potęguje bałagan w Białym Domu, a na dodatek na zewnątrz stwarza wrażenie braku stabilności w tym centrum dowodzenia krajem.

Na kim polegać?

Odejście Hope Hicks to zaledwie jeden z elementów destabilizacji, jaka zapanowała w Białym Domu w ubiegłym tygodniu. Może się okazać, że Trump nie będzie mógł oprzeć się na najbliższych członkach swojej rodziny. John Kelly zdegradował dostęp Jareda Kushnera, zięcia prezydenta, do tajnych dokumentów, przez co ograniczył jego udział w briefiengach, spotkaniach z przedstawicielami wywiadu oraz zagranicznymi gośćmi. Pewnie nie będzie również mógł kontynuować misji zagranicznych w imieniu prezydenta, jak to było do tej pory.

Okazało się też, że córka Trumpa Ivanka jest przedmiotem śledztwa FBI, które pod lupę wzięło jej transakcje biznesowe. To może oznaczać, iż trudno będzie jej zdobyć pozwolenie do pełnego dostępu do tajnych informacji, a co za tym idzie – nie będzie mogła pomagać ojcu w rządzeniu krajem. Bez Hicks, Ivanki i Jareda Kushnera prezydent, który przyzwyczajony jest do tego, że polega na najbliższych, będzie naprawdę osamotniony i pozbawiony wsparcia w Białym Domu. To może oznaczać jeszcze większe zamieszanie w polityce obecnej administracji.

Jak gdyby nigdy nic

Od momentu objęcia urzędu Donaldowi Trumpowi mniej więcej udało się trzymać konserwatywnych wytycznych i poglądów, w ubiegłym tygodniu jednak zaskoczył Waszyngton, a nawet swoich najbliższych współpracowników spontanicznymi pomysłami, które sprzeczne są z linią polityczną Partii Republikańskiej, do której przynajmniej teoretycznie należy.

Tak było m.in. w sprawie kontroli dostępu do broni. Jednego dnia zbeształ republikanów za zbytnią uległość Krajowemu Stowarzyszeniu Broni (NRA), na drugi dzień zaprosił przedstawicieli NRA do Białego Domu i stwierdził, że to było „świetne spotkanie". W piątek rano jego pracownicy łagodzili wrażenie, że prezydent popiera ograniczenie dostępu do broni, co jest wbrew interesom NRA, a potem wypierali się tego.

Pod koniec tygodnia natomiast prezydent pośpiesznie ogłosił 25-proc. cła na import stali i 10-proc. na aluminium, sprawiając, że zatrzęsła się giełda, światowa gospodarka oraz konserwatywne środowiska przemysłowe.

Reklama
Reklama

Nic sobie z tego nie robiąc, prezydent stwierdził na Twitterze, że „wojny handlowe są dobre i łatwe do wygrania". Jakby tego było mało, w ubiegłym tygodniu pojawiła się kontrowersja wokół tego, ile Ben Carson nominowany przez Trumpa na szefa Departamentu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast wydał na urządzenie sobie biura; zaostrzyło się napięcie między prezydentem a prokuratorem generalnym Jeffem Sessionsem, a John Kelly stwierdził, że żałuje, że opuścił pozycję w Departamencie Bezpieczeństwa Narodowego dla pracy w Białym Domu. „Bóg mnie pokarał" – stwierdził.

Ten tydzień nieskoordynowanych wydarzeń sprawił, że ustawodawcy na Kapitolu, inwestorzy na Wall Street i przywódcy na całym świecie z niedowierzaniem patrzą na Biały Dom, próbując się zorientować, o co chodzi.

– Każde z tych wydarzeń samo w sobie wywołałoby burzę w mediach. Wszystkie razem w jednym tygodniu to nowy rekord absurdu w Białym Domu Donalda Trumpa – stwierdził Brian Jones, republikański konsultant polityczny w wywiadzie dla radia publicznego NPR.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1247
Świat
Katastrofa samolotu pasażerskiego w Rosji. Na pokładzie znajdowało się ok. 50 osób
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1246
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1245
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1244
Reklama
Reklama