W normalnych warunkach po takim głosowaniu brytyjski premier od razu straciłby urząd. Ale w środę wieczorem Theresa May przetrwa wotum nieufności. 118 deputowanych torysów, którzy poprzedniego dnia głosowali z laburzystami przeciw negocjowanemu od dwóch lat porozumieniu o wyjściu z Unii, teraz zapowiedziało poparcie dla szefowej rządu.
Upadek May oznaczałby przedterminowe wybory i ryzyko utraty władzy przez Partię Konserwatywną. Ale to nie jest główny powód zmiany nastawienia zbuntowanych posłów. W Izbie Gmin po prostu nie ma większości dla żadnego innego modelu przyszłych relacji z Unią. Nikt nie kwapi się więc do przejęcia niewdzięcznej roli May.
W środę 71 deputowanych zadeklarowało poparcie dla rozpisania powtórnego referendum, zdecydowanie za mało, aby takie głosowanie mogło zostać przeprowadzone. Nie ma też szans na przejęcie sterów rządu przez Borisa Johnsona, który chce radykalnego przecięcia więzi z Unią: za takim rozwiązaniem opowiada się ledwie jedna trzecia torysów. Lider opozycji apeluje z kolei o trwałe powiązanie Wielkiej Brytanii ze Wspólnotą unią celną, ale May nawet nie chce podjąć w tej sprawie z Jeremym Corbynem rozmów, bo to oznaczałoby przekroczenie jednej z „czerwonych linii", które od początku wyznaczyła sobie premier: zapewnienie Londynowi niezależnej polityki handlowej. Z podobnego powodu nie ma też szans na przejęcie inicjatywy przez najbardziej przychylnych integracji torysów, jak Kenneth Clarke, i utrzymanie kraju w jednolitym rynku na wzór Norwegii. Zbyt wielu deputowanych uważa bowiem jak May, że głównym wnioskiem z referendum w 2016 r. jest przejęcie kontroli nad imigracją. A to, ostrzega Bruksela, wyklucza udział Wielkiej Brytanii w pozostałych trzech wolnościach (swoboda przemieszczania się kapitału, towarów i usług) unijnego rynku.
– Katastrofa w postaci wyjścia kraju bez żadnego porozumienia staje się niestety coraz bardziej realna. Nie ma wiarygodnego planu, który mógłby temu zapobiec – mówi „Rzeczpospolitej" Steven Clarke z londyńskiej Resolution Foundation.
W czasie środowej debaty w parlamencie Theresa May po raz pierwszy zasugerowała, że mogłaby wystąpić do Unii o odłożenie terminu brexitu z 29 marca do lata. Premier jest gotowa pojechać w tej sprawie do Brukseli w przyszłym tygodniu. Jednak szefowa rządu ostrzegła, że taki scenariusz będzie do zaakceptowania przez Unię tylko, wtedy jeśli wcześniej zarysuje się wyraźna większość w Izbie Gmin na rzecz jakiegoś modelu przyszłych relacji z Unią. Na razie nic na to nie wskazuje.