Pytanie o sens obchodzenia świąt przez osoby niewierzące, szczególnie jeśli jest sformułowane przez ateistę, świadczy o uczciwości intelektualnej interlokutora. Można by przecież potraktować „gwiazdkę” jako piękną tradycję, niezobowiązująco dobierając elementy, które najbardziej pasują do poetyki „magicznego wieczoru”.
Barwne ozdoby, światełka, prezenty i 12 smakowitych potraw będą cieszyć, choćby były wyzute z religijnego charakteru i treści. Toutes proportions gardées, podobnie jak andrzejkowe wróżby z wosku, w które mało kto wierzy, ale wielu praktykuje na zasadzie ciekawego zwyczaju.
Pozostaje jednak pytanie o sens – wszak najedzenie się do syta, albo nawet ponad miarę nie jest, przynajmniej mam taką nadzieję, sensem samym w sobie. Matczak opisuje święta bez Boga jako przepełnione konsumpcją „samooszukiwanie się”. Rzeczywiście, może tak być. Ale autor rozsądnie pyta na wstępie, choć niestety nie próbuje później udzielić odpowiedzi, czy świętować umieją dziś również osoby religijne? I to pytanie jest mi bliższe, bo skłania do autorefleksji, a może nawet rachunku sumienia.
Czy świętować umieją dziś również osoby religijne?
Grudzień nie jest łatwy. Deficyt słońca, zimno i krótkie dni przepełnione pracą - wszak wszyscy chcą zakończyć i rozliczyć projekty przed końcem roku (co de facto oznacza przed 24 grudnia). Do tego miłe, ale fizycznie wyczerpujące, spotkania świąteczne, w których z wielu powodów warto lub należy wziąć udział. Dobrze też choć kilka razy wybrać się na roraty, choć wstawanie przed 6 rano dla wielu nie jest bezkarne... Nieraz przyplączą się jakieś infekcje, jakby bez nich nie było wystarczająco ciężko. Wreszcie domowy wielobój świątecznych przygotowań, obejmujący porządki, zakupy, dekorowanie domu, gotowanie, przygotowanie prezentów… Jak w tym wszystkim znaleźć czas na cokolwiek, nie mówiąc już o zatrzymaniu się i oddaniu głębszej kontemplacji?
Kościół katolicki zaprasza wiernych do przygotowania się do świąt poprzez przeżywanie bogatej liturgii adwentu, a także poprzez rekolekcje, czyli kilka dni skupienia i refleksji. Słowo “rekolekcje” wywodzi się z łacińskiego recolligere, co oznacza „zbierać na nowo”. To jeden z lepszych sposobów przygotowania do świąt, szczególnie gdy to zbieranie myśli odbywa się daleko od domu i pracy, z wyłączonym smartfonem i mailem.
Jednak mało kto może sobie dziś na taki luksus pozwolić. „Tak, to niezwykle ważne” – mówimy sobie - “koniecznie muszę zaplanować to w przyszłym roku”. I mechanizm ten powtarza się co grudzień. A życie kontemplatywne pozostaje całkowicie nieosiągalne w pośpiechu i hałasie codzienności. Można się ostatecznie odnaleźć przy pięknie udekorowanym wigilijnym stole z głową i sercem zajętym wszystkim innym niż świętowaniem, albo będąc tak zmęczonym, że na nic nie ma się już ochoty. Bez siły na radość, bez przestrzeni na wdzięczność.